niedziela, 7 października 2012

Rozdział 1

~Viola~
Szłam wolnym krokiem w stronę znienawidzonego przeze mnie i innych ludzi miejsca - do szkoły. Na samą myśl o tym miejscu odechciało mi się żyć. Przynajmniej jest piątek i wreszcie upragniony weekend. W mojej głowie pojawił się wyjazd z rodzicami i braćmi nad wodę. Zawsze organizowali takie wypady, gdy robiło się ciepło. Poprawiłam niesforny kosmyk włosów, opadający mi na twarz. Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam Bezimienni - Po drugiej stronie. Smutna i poruszająca historia. Zaczęłam kopać małe kamyczki, które leżały gdzieś na ziemi. Druga klasa technikum. Jeszcze ponad dwa lata męczarni z idiotami z mojej klasy. No dobra, nie wszyscy są głupkami, ale zdecydowana większość. A nie dość, że imbecyle, to jeszcze zboczeńce. Potrafią gadać tylko o sexie i niczym więcej. Da się wytrzymać, jednak z czasem robi się to strasznie wkurzające. Szczególnie, gdy ktoś siedzi z Tobą w ławce i opowiada, czego to on nie zrobił. Żałosne. Mało tego, niektórzy zachowują się tak, jakby ich rozwój zatrzymał się na etapie pięciolatka. A potem to już tylko do góry, bo mózg nie wyrabia. Znajdzie się kilka osób, z którymi mam świetne stosunki. Załóżmy taki Maciek. Jeden z normalniejszych chłopaków w całej szkole. Można z nim porozmawiać na niemalże każdy temat. Od komputerów po rowery. Wyłączając oczywiście gadanie na temat kosmetyków i zakupów. To już by było dziwne. Ale mniejsza z tym. Dziewczyny... Fałszywe i dwulicowe żmije, nic więcej. Każdemu potrafią obrobić dupę, a potem się do niego podlizywać. Są jeszcze gorsze niż chłopcy, którzy może zachowują się czasem jak świnie, ale przynajmniej są szczerzy. Piosenka zmieniła się automatycznie. Teraz leciało mi w uszach Jedward - Young Love. Jedna z moich ulubionych piosenek. Od szkoły dzieliło mnie jakieś 200 metrów. Westchnęłam ciężko. Wagary nie wchodzą w grę. Rodzice by mnie za to zabili. Już i tak mam u nich przerąbane za ostatnią imprezę u Krzyśka. Nie dość, że przyszłam do domu na kacu, to jeszcze kochani bracia mnie sprzedali. Nie ma to jak solidarność w rodzeństwie. Z daleka zobaczyłam czarnego fullcapa Tomka. Jak zwykle ubrany najlepiej ze wszystkich. Przynajmniej nikogo nie udaje. Wraz z nim stali Wojtek, Maciek, Przemek, Krzysiek, Michał i Kamil. Uśmiechnęłam się do siebie. Przynajmniej mogę liczyć na ich wsparcie. Całe szczęście, że mnie kryli po tym melanżu. Przeprosili moich rodziców za to, że mi dali piwo i pozwolili bym piła. Nie była to prawda, bo ja i Tomek to kupowaliśmy, ale mniejsza z tym. I nie były to tylko piwa. Jednak czego rodzice nie wiedzą, to ich nie zaboli. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam muzykę. Podeszłam do nich.
- Siemanko wszystkim. - powiedziałam i przywitałam się z każdym buziakiem w policzek.
- Co tam, młoda? - zaczął Tomek, gasząc peta.
- Odezwał się stary. - zaczęłam się droczyć.
- Rok starszy od Ciebie.
- Mogłeś zdać, nie byłbyś teraz z małolatami. - wypięłam mu język. - A co do Twojego pytania, to nic ciekawego. Starzy cały czas wypominają mi tą imprezę i coraz bardziej mnie kontrolują. - wykrzywiłam twarz z niezadowolenia. - Dobra, mniejsza z tym. Ma ktoś zapalniczkę?
- Trzymaj. - powiedział Wojtek i rzucił mi ją.
- Dziękuję, misiu. - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torby fajkę, po czym sprawnym ruchem ją odpaliłam.
- Nieładnie jest palić. - rzekł Przemek.
- Powiedział, trzymając papierosa w ręce. - dodałam.
- Ja mogę.
- A to niby czemu? - zaciągnęłam się.
- Bo ja jestem ponad prawem! - wypiął dumnie pierś. - I żaden plebs tego nie podważy!
- Chciałbyś, kochany, chciałbyś.
- Nie muszę chcieć, ja to wiem i tak jest. - sztruchnął mnie lekko w ramię. - Wow, jak się spięła! Szacun, ziomuś. Sklej mi żółwia.
- Laska też potrafi. - powiedziałam, przybijając mu żółwika. - Dobra, ciołki, kończymy palić i spierdalamy na lekcje. Chyba że wolicie być odprowadzeni przez dyrę. - wyrzuciłam peta na ziemię i zgasiłam butem. - Let's go!
Wszyscy ruszyli swoje dupy i zgarnęli plecaki prócz Krzyśka. Zrobiłam pytającą minę. A on ani drgnął. Przewróciłam teatralnie oczyma. Podeszłam do niego i usiadłam obok na murku.
- Czemu nie idziesz? - spytałam.
- Bo ja chcę, żeby mnie dyrka odprowadziła. - zaskomlał. - Żartuję. Chodź już.
Zaśmiałam się. Co ten chłopak ma w głowie? Wstałam i poczłapałam za moimi towarzyszami.
- Jak myślicie, ile piw jest w stanie wypić przeciętna laska? - zapytał Kamil.
- Może 4-5... - zaczął mówić Przemek. - Nie więcej.
- Dziewięć piw i 14 kieliszków wódki. - powiedziałam triumfalnie.
- Powiedział przeciętna, a Ty taka nie jesteś. Ty jesteś zajebista! - krzyknął Wojtek.
- Jakież to było miłe, dziękuję. - wytarłam łze, która nie istniała. - Bo się wzruszę.
- Dawać kamerę! Viola będzie płakać! - wydarł się Przemek i zaczął perfidnie się na mnie gapić. - Dajesz! Chcę zobaczyć ten cud natury!
- Wybacz, chłopczyku, nie tym razem. - uderzyłam go lekko w brzuch.
- Ale jesteś wredna. - wykrzywił usta w podkówkę.
- Wiem, Przemciu, wiem. Ale za to mnie kochasz. - złapałam go za policzek i uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak, Ciebie się nie da podrobić. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, siostra.
- A jakże by inaczej.
- To z kim dzisiaj siedzisz, Violu? - spytał Maciek.
- Od kiedy Ty taki miły? - zmierzyłam go od góry do dołu. - Żartuję. Nie wiem jeszcze.
- Ze mną. - przy moim boku pojawił się Tomek, który chwycił mnie pod ramię.
- Masz odpowiedź. - pokazałam na Tomusia, który szczerzył się zwycięsko.
Reszte drogi pod klasę bilogiczną przeszliśmy, rozmawiając o motoryzacji. Chłopcy, jak to chłopcy, musieli się trochę wywyższsć i popisywać. Ale to u nich standard. Da się przywyknąć. Przynajmniej nie muszę wciąż słuchać o tym, jak to nie było na zakupach, jakie kosmetyki są najlepsze etc. Aż rzygać się chce od czegoś takiego. Dosłownie, mam ochotę się zbełtać, gdy słyszę, jak te sweet dziewczynki opowiadają sobie o tym. Żenua! Zadzwonił dzwonek. Niechętnie wstaliśmy ze schodów, na których siedzieliśmy. Po niecałej minucie przyszła pani dyrektor, oznajmiając nam, że dzisiejsze lekcje zostały odwołane z powodu braku prądu. Moi przyjaciele wariaci zaczęli cieszyć się jak głupi. Dyra musiała ich uciszać, ale oni mieli to w dupie i dalej świętowali. Co za ludzie, ja nie wierzę. Wzięłam swoją torbę z Barcy i ruszyłam w stronę wyjścia. Chłopcy skapnęli się, że mnie nie ma i niemalże natychmiast znaleźli się przy moim boku.
- Skończyliście odtańczać taniec idiotów? - zapytałam z nutką ironii w głosie.
- No jasne, zaraz spadnie deszcz mini idiotów, więc lepiej uważaj. - ostrzegł mnie Wojtek.
- Okej, będę uważać. Nie chcę się od nich zarazić głupotą.
- Za późno, już się zaraziłaś, ale od nas. - stwierdził Przemek.
- O mój Boże, nie! Czy jest jakieś lekarstwo? - zasłoniłam usta dłońmi.
- Jest... Zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa! - wydarł się Maciek.
- Jestem "za"! - krzyknęłam i wskoczyłam Krzyśkowi na plecy. - Wio, mój dzielny koniu!
- Jestę koniałkę!
~*~
Weszłam po cichu do domu, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Cały dzień przesiedziałam z chłopakami u Tomka, bo jego rodzice wyjechali na jakąś delegację, czy co to tam jest. Rozebrałam trampki i delikatnie położyłam je na szafce. Stąpając na palcach, szłam do siebie, w głębi duszy mając nadzieję, że mnie nie zauważą. Ominęłam salon i już prawie byłam w swoim pokoju, gdy usłyszałam za sobą głos.
- Gdzie to się podziewałaś, młoda damo? - niski bas taty odbijał się echem w mojej głowie.
- U kolegi, odrabiałam lekcje. - skłamałam i lekko się uśmiechnęłam.
- Cały dzień?
- Zagadaliśmy się i tyle. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Trochę przesadziliśmy, ale nie tylko to było tego przyczyną. Namiętna gra na PlayStation przerodziła się w krwawą bitwę o
przetrwanie. Ostatecznie wygrał Maciek, ale cicho. Byłam druga. - Poza tym jutro jest sobota, dzień wolny, więc chyba mogłam zostać dłużej. Jest dopiero dwudziesta, wyluzuj tato.
- Ciesz się, że Twoja matka musiała dłużej zostać w pracy. Inaczej miałabyś ogromne kłopoty. W szczególności po ostatnim wybryku. - pogroził mi palcem. - Jednak pokazujesz, że
można Ci ufać. I bardzo dobrze, bo mama powoli zapomina o imprezie. Idź do siebie.
- Dobrze, tatusiu. - posłałam mu jeden z piękniejszych uśmiechów, na jakie było mnie stać i weszłam do swojego małego pokoiku.
Torbę rzuciłam gdzieś w kąt i usiadłam na łóżku. Ten dzień zapowiadał się tak zwyczajnie, a jednak okazał się jednym z lepszych w ostatnim czasie. Wzięłam z szafki nocnej pilota do wieży stereo i włączyłam muzykę. Z głośników popłynęła nuta One Direction - Up All Night. Aż zachciało mi się tańczyć. Weszłam na łóżko i zaczęłam po nim skakać, drąc się w niebogłosy wraz z uroczą piątką. No tak, niewiele osób wie o moim zamiłowaniu do tego zespołu. Jedynie moi rodzice i bracia. Chłopcy nawet tego nie podejrzewają. Myślą, że słucham tylko rapu i rocka. Mylą się, ale co tam. Są tylko ludźmi. Przecież nie muszą wiedzieć o mnie dosłownie wszystkiego. To jest mój mały sekrecik, którego oni nigdy nie poznają. Znaczymam nadzieję, że tak się nie stanie. Inaczej jestem trupem. Nie no, przesadzam. Oni tacy nie są. Wyśmieją mnie, ot tyle. A ja jak zwykle będę miała to w dupie. Standard.
- Przestań się drzeć idiotko! - usłyszałam mojego brata.
- Sam jesteś idiotą! - odgryzłam się i zeskoczyłam z łóżka. Podeszłam do drzwi i z impetem je otworzyłam. - Czego chcesz?
- Żebyś się zamknęła.
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Podeszłam do wieży i ją wyłączyłam. Tym razem wskoczyłam na łoże tylko po to, żeby się na nim położyć. O tak, tego mi było trzeba po całym dniu wygłupów i robienia z siebie downa. Przymknęłam powieki, lecz coś postanowiło zniweczyć mój plan. Zaczęło mi burczeć w brzuchu. Złapałam się za niego. Nie chciało mi się wstawać, jednak głód nie dawał za  wygraną. Ech, było zjeść od razu po powrocie, a nie najpierw marnować resztkę energii. Niechętnie wstałam i ruszyłam do wyjścia. Nacisnęłam na klamkę i  podreptałam do kuchni. Siedział w niej ojciec. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Głodna? - spytał, na co kiwnęłam twierdzącą głową. - A może zamówimy pizzę? Mama powinna za chwilę być, więc zje z nami. - zaproponował.
- Jestem bardzo na tak!- niemalże krzyknęłam. - To ja już zadzwonię do Pizzerii.
Pobiegłam po telefon i wykręciłam numer najbliższego lokalu. Po dwóch minutach hawajska, z szynką i cztery sery były już zamówione.  Jestem wegetarianką i ostro trzymam się tego. Nigdy nie lubiłam mięsa, ale jadłam, gdy mnie o to proszono. Starałam się nie być wyrodnym i złym dzieckiem, więc grzecznie wykonywałam polecenia rodziców. Czasem nie chciałam czegoś zrobić, ale wykonywałam to pomimo wielu uprzedzeń. Odłożyłam telefon na szafkę.
- Już! - wydarłam się do taty.
- Dobrze, nie musisz krzyczeć. - ojciec stał obok mnie.
- Ups... Przepraszam, nie chciałam. Nie widziałam Cię. - zaśmiałam się nieco nerwowo. - Mam pytanie... - rzekłam, gdy chciał odejść do siebie.
- Co się stało, córeczko? - spytał z przyjaznym wyrazem twarzy.
- Czemu pomimo tego, że byłam na imprezie i wróciłam na kacu, nie daliście mi żadnej kary?
- Ponieważ jesteś naszą jedyną córką i wiemy, że nie zrobiłabyś czegoś, gdybyś nie znała konsekwencji swoich czynów. Jesteś bardzo mądra i inteligentna, więc chyba wiesz, co jest dla
Ciebie dobre. Poza tym masz siedemnaście lat. To już chyba czas, żebyś zaczęła podejmować sama za siebie niektóre decyzje. Ja i mama możemy Ci tylko doradzić. Chociaż w niektórych sprawach lepiej jest, żebym to ja i matka za Ciebie decydowali, bo, bądź, co bądź, nie jesteś jeszcze dorosła. - powiedział prawie bez żadnego namysłu.
- Jak miło... Nie jestem dzieckiem w Waszych oczach.
- Jesteś dzieckiem, ale już prawie dorosłym. Nie potrzebujesz nas tak, jak kiedyś. Usamodzielniasz się.
- Wiem, tato. - rzekłam i poszłam do siebie.
Miło było się dowiedzieć, że jestem przez nich tak traktowana, jednak coś nie pasowało mi w ich zachowaniu. Coraz częściej wszystko puszczali mi płazem, jakbym tego nie zrobiła. Co, jak co, ale to jest conajmniej dziwne. Normalni rodzice zaczęliby się na mnie drzeć itp. A oni? Zachowują się, jakby się nic nie stało... Okej, nie mówię, że mi to przeszkadza, bo tak nie jest, lecz czasem mogliby się pomartwić o mój los. Racja, bardziej mnie pilnują, ale nic poza tym. Wzięłam z futerału saksofon i zaczęłam na nim grać. Wszyscy wybierali gitarę, a ja postanowiłam się wyróżniać i zaczęłam naukę gry na puzonie i saksofonie. Zawsze byłam inna od wszystkich. Miałam swoje zdanie i twardo się go trzymałam, pomimo iż często racji nie miałam. W dodatku jestem bardzo wredną osobą dla ludzi, których nie lubię. Czym to jest wywołane? Nie mam pojęcia, ale nikt z mojej rodziny taki nie jest. Po kilku minutach skończyłam grać. Przestałam mieć na to ochotę. Jasne, muzyka towarzyszy mi od zawsze, ale straciłam chęć na jej tworzenie w tej chwili. Moje życie jest takie zawiłe. Niby wiem
wszystko o swoim pochodzeniu i rodzinie, a tak naprawdę to jest nic. Nie jesteśmy do siebie nawet podobni. Czyżby mama miała z kimś romans, a ja jestem jego nieudanym skutkiem? Chociaż w sumie to nie wiem, ile lat ze sobą są moi rodzice. Ja mam siedemnaście, a oni? Może po czterdzieści? Nie mam pojęcia... Przy najbliższej okazji muszę się ich o to zapytać. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciało mi się wstawać, więc rzuciłam krótkie "proszę" i usiadłam na łóżku. Do pokoju weszła moja rodzicielka z dwuletnim Kacprem na rękach. Wywróciłam oczami. Zawsze, gdy ona przychodzi, młodzi muszą się do niej kleić jak pszczoły do miodu. To już zaczyna być wkurwiające.
- Jak było w szkole, Violu? - spytała i zamknęła za sobą drzwi.
- Nijak, odwołali nam dzisiaj lekcje, więc poszłam z chłopakami do Tomka i tam siedzieliśmy cały dzień. Gadaliśmy, graliśmy na PlayStation, czyli to, co zawsze.
- Mogłaś wrócić do domu...
- Nie mając kluczy? Mądre. - zgasiłam ją. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę.
- Kacperku, idź do tatusia. - zwróciła się do blondyna i wypuściła go z pokoju. - Viola, co się z Tobą dzieje? Nigdy nie byłaś dla mnie taka oschła... Zakochałaś się?
- Nie, mamo, nie zakochałam się. I nic się nie dzieje. Po prostu mam w głowie okropny mętlik. I tyle... - stwierdziłam.
- Co się dzieje, że masz ten mętlik?
- Tak w sumie, to zastanawiam się, dlaczego Ty i tata jesteście dla mnie tacy dobrzy? Przecież ostatnimi czasy pokazuję swój charakterek, jeszcze ta impreza... A Wy nic... Jakim cudem Was to nie obchodzi? Nie rozumiem...
- Nie jest tak, że nas to nie obchodzi... Po prostu zobacz, że niedawno wróciłam do pracy, masz jeszcze trzech braci, ojciec też robi i nie mamy czasu na wszystkie problemy. A Ty już jesteś na tyle dorosła, że sama je rozwiążesz.
- To samo powiedział tata. - rzuciłam.
- No widzisz. Córciu, musisz wiedzieć, że bez względu na wszystko zawsze będziemy Cię kochać.
- Ja Was też. - uśmiechnęłam się lekko.
- Pizze przywieźli! - krzyknął ojciec.
Niemalże natychmiast poderwałam się z miejsca. Matka zaśmiała się i wraz ze mną opuściła pokój.


~*~
Siemson ^.^ Rozdział pierwszy już mamy xd  Sukces. ;3 Też napisany już dawno, ale się nie będę czepiać xdd. Jak się podoba? ;* Mam nadzieję, że na razie nie zawodzimy. ^^ Następny rozdział doda Aga. Też się  musi wysilić. xdd Bye misiaki. <3

4 komentarze:

  1. Super :D:D:D A kiedy do opowiadania "wejdzie" One Direction ??? Czekam na nexta....xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. mmm... Zajebiste... Mniamniuśne bym nawet rzekła xd.
    Pisz dalej bo jestem ciekawa co dalej z Wiolą i właśnie jak pozna się bliżej z 1d
    Będę tu zaglądać bo jestem ciekawa co będzie dalej.
    Zapraszam do siebie i liczę na komentarz. http://sherlitta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto tu niby kogo zawodzi? No proszę was... Jest świetnie! ;)
    Widzę, że chyba coś ćpałaś podczas pisania tego rozdziału, ale nie mam nic przeciwko :D Jeśli tylko to ci pomaga pisać, to ćpaj dalej! ;) Mogę ci codziennie towar dowozić nawet :D
    Ciekawa jestem następnego rozdziału w wykonaniu Agnez... Po prostu chyb jestem ciekawa stylu pisania, no nie wiem ;)
    Mam nadzieję, że nie każecie zbyt długo czekać na kolejny rozdział. Naprawdę ciekawie się zapowiada dalsza akcja... ;)
    Weny, czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No i przeczytałam pierwszy rozdział. Uff... No tu w sumie się nic nie działo, ale i tak mi się podobał:D. Też jestem ciekawa, kiedy wskoczy Oe Direction, ona przecież z Polskim znaczy ma polskie imię itp. xd. To jak to się potoczy:) Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń