wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 8

~ Viola ~
Miałyśmy niewiele. Dwa tysiące funtów w kieszeni to nie tak dużo, jeśli trzeba przeżyć dwa miesiące w dziesięć osób. Jasne, byłoby łatwiej, gdyby ktoś się nie postanowił za nami pofatygować. Zatrzymałam dwie taksówki i poprosiłam, aby podwieziono ich do najtańszego hoteliku w Wolverhampton. Wsadziłam tam chłopaków i moją siostrę, a sama postanowiłam pochodzić po miasteczku i znaleźć może jakąś pracę na ten okres, żeby móc jakoś przeżyć, jeśli rodzice by nam nie uwierzyli. W końcu wszystko jest możliwe w życiu. Nawet to, że twoim bratem okazuje się być Liam Payne ze sławnego One Direction. Aga niechętnie zgodziła się jechać beze mnie, ale w końcu uległa. Przechadzałam się wolno po mieścinie, którą pierwszy raz widziałam na oczy. Nigdy nie byłam dalej od rodziców niż najwyżej dwieście kilometrów, a teraz jestem praktycznie sama w obcym kraju. Nieźle, prawda? Och, ale gdyby to było takie proste. Mam nadzieję, że nasi rodzice nam uwierzą. Inaczej jesteśmy skazane na pracę przez dwa miesiące. I to jeszcze nie wiadomo gdzie i w jakich warunkach. Po co oni w ogóle tu za nami leźli?! Owszem, nie chciałam ich zostawiać samych w Polsce, ale bez przesady. Wytrzymaliby bez nas wakacje. Oni też nie raz wyjeżdżali na dłużej, nic mi nie mówiąc. Przygotowywałam ich na to przez długi czas, a tak, czy siak, zrobili po swojemu. Ech... Czemu oni nie mogą być normalni? Weszłam do Starbucks'a. Pachniało tam naprawdę przyjemnie. Zdziwił mnie nieco tłok przy barze, ale swoje spekulacje zachowałam dla siebie. Jakimś cudem przepchnęłam się przez tłum rozwrzeszczanych nastolatek. Kilka z nich mnie popchnęło, ale byłam na tyle miła, że nie urządziłam im awantury. Nie mogę przecież robić takich rzeczy w nowym miejscu. Odetchnęłam głęboko. Nagle poczułam, że ktoś mnie taranuje. Zanim zdążyłam zareagować, leżałam na ziemi. Głośno przeklnęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie. Och, czyli powiedziałam to po polsku. Jedno dobre. Przynajmniej nikt nie podejrzewa, o co chodzi. Powoli próbowałam się podnieść, ale tłum dziewczyn pochylających się nade mną skutecznie mi to uniemożliwiał. Szeptały coś pomiędzy sobą, zamiast mi pomóc. Chrząknęłam znacząco. Ktoś podał mi rękę. Chwyciłam ją i wstałam. Otrzepałam ubranie i spojrzałam w ciemne tęczówki. Zamarłam. O mój Boże, to Liam Payne! Chciałam krzyczeć, ale w porę sobie przypomniałam, że to mój brat. Odetchnęłam, nic nie mówiąc. Chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko i opuścił lokal, a za nim podążyła chmara nastolatek. Ja chyba śnię. Trzymałam rękę TEGO Liama! Tego samego, którego ubóstwiam już od prawie roku! Spokojnie Viola, oddychaj. Musisz przywyknąć, że Payne jest twoim bratem. Nosz kurwa, tak się nie da! Nie mogę sobie wyobrazić tego, że za niedługo on się o tym dowie! Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Odwróciłam się w stronę baru i zamówiłam frappuccino, po czym spytałam, czy nie poszukują kogoś do pomocy. Młoda dziewczyna powiedziała mi, kiedy mogę się stawić na rozmowę z szefem. Miało to nastąpić następnego dnia, toteż zadowolona zadzwoniłam do Agnes. Niestety, moja siostrzyczka nie odbierała. Zaczęłam się martwić, bo nie wiedziałam, gdzie oni pojechali. Stanęłam przy jakiejś witrynie sklepowej, po czym wybrałam numery wszystkich chłopaków. Idioci, nie mają komórek. Zacisnęłam dłonie w pięści. Spokojnie, znajdziesz ich. A jak nie to przenocujesz w parku na ławce, jak jakiś menel. Przecież nic ci się nie stanie. Ewentualnie zgwałcą cię albo zabiją. No pięknie, gadam do siebie. Skarciłam się szybko za głupi czyn i postanowiłam popytać ludzi, gdzie jest najtańszy hotel w mieście. Postanowiłam zacząć od tego, a później iść coraz wyżej, aż w końcu zwiedzić całe Wolverhampton. Przecież to nie tak wiele, ot dzień chodzenia po CAŁYM mieście. Dobra, koniec użalania się nad sobą, trzeba zacząć działać! Spytałam kilku przechodniów, a kiedy już upewniłam się, że wiem, dokąd mam iść, zapytałam o drogę. Ludzie w UK są bardzo mili. Nie to, co w Polsce. Co chwilę fałsz i obłuda. Nienawidzę takich ludzi. Szłam wolno w stronę wskazaną mi przez miłą staruszkę. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam losowe piosenki z telefonu. Padło na Adama Lamberta "Tresspassing". Od razu poprawił mi się humor. Myślałam o tym, jak zareagują nasi rodzice na to, że ich córki odnalazły się po siedemnastu latach i jakimś cudem do nich trafiły. Szczerze? Na ich miejscu nie wiem, co bym zrobiła. Na pewno wypytwałabym ich o wszystko, a potem spróbowała jakoś udowodnić, że mówią prawdę.
~ Wojtek ~
Weszliśmy do jakiegoś hotelu. Był dość mały, ale wyglądał dobrze. Szkoda tylko, że Viola zareagowała tak dziwnie na nasz widok. Rozumiem, wkurzyła się, bo nas znaleźli, ale przecież to nic takiego. Przynajmniej nie musieliśmy płacić za nic. W sumie to jej zasługa. Kurwa, muszę powiedzieć tym idiotom, że trzeba jej podziękować za ratunek. Nie był to pierwszy raz, jak nam ratowała skórę, ale teraz była to sprawa życia i śmierci. Szkoda tylko, że nie pomyśleliśmy, aby zabrać kasę. Idioci! Potknąłem się o czyjeś nogi, po czym wylądowałem na ziemi, a na mnie kilka ciał. CHOLERA!! Na domiar złego moja twarz była dwa centymetry od ryjca Krzyśka. Walnąłem go z pięści i zepchnąłem.
- Co to miało być?! - krzyknął Krzysiu. - Z jakiej racji mnie walnąłeś?!
- Idioto, wolałeś mnie pocałować?! - wydarłem się, wstając i otrzepując ubranie. 
- FUUUUUUUUUUUUUUJ!! - ryknął i zaczął skakać jak oparzony. 
- Zamknijcie swoje zacne mordy, bo próbuję nam pokoje załatwić! - krzyknęła Agnes, kopiąc Matiego, który przyczepił się do jej nóg. - Puść mnie, cioto!
- Nie. Mati chcieć miłość od Aguś. - powiedział głosem pięciolatka. Nawet jak na niego było to strasznie dziwne zachowanie. - Loffciaj mnie, sweetie! 
- Odejdź. - kopnęła go w krocze i zaczęła tłumaczyć coś kobiecie przy kontuarze. 
- Jasne, teraz odejdź, a w nocy do mnie przyjdziesz i będziesz chciała ze mną spać, ale powiem ci tak samo i nie będzie seksu, oj nie! - odwrócił się do niej plecami, podniósł wysoko głowę i odszedł. 
Zacząłem się śmiać. Całe szczęście, że on gadał po polsku i nikt go nie zrozumiał. Aga coś tam krzyknęła, ale zagłuszył ją śmiech nas wszystkich. Oj, nie da się nad nami zapanować. Po krótkiej chwili ruszyliśmy do wskazanych przez nią pokoi. Fakt, że było najtaniej zmuszał nas do mieszkania po 3 osoby. Wpakowałem się do dziewczyn, kłucając się wcześniej z Tomkiem i Sebą. W końcu i tak wygrałem. Tak, jestem mistrzem. W dodatku jestem mega skromny. Ach, ideał! Tylko dlaczego jeszcze nie mam dziewczyny?! A no tak, laski nie lubią takich jak ja. Ciota, idiota, głupek, oszołom, wariat, zjeb, etc. Ładne określenia, prawda? No cóż, tak właśnie byłem określany. Ech... No trudno, jeszcze znajdę tą jedyną, muszę być dobrej myśli. Wpakowałem się do pokoju i zająłem łóżko pod oknem, choć Aga stanowczo mi tego zabraniała. No cóż, mówi się trudno. Nie ustępowałem, nawet jak mówiła, że odda mi swój telefon pod zastaw. Co to, to nie. Nie jestem aż taki przekupny. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajek i otworzyłem okno. Wychyliłem się nieco, a później odpaliłem papierosa, ciesząc się dymem zatruwającym moje płuca. Każdy ma jakieś nałogi, a moim jest właśnie to. Byłoby inaczej, gdybym nie zaczął tego robić w wieku czternastu lat. Ech, idioctwo. A, jebać to! I tak każdy w końcu umrze, a czy stanie się to wcześniej, czy później to nie ma znaczenia. Los płata różne figle.
- Daj jednego. - usłyszałem dobrze mi znany głos Violi.
- A podobno pani miała rzucać. - zaśmiałem się, wyciągając paczkę w jej stronę.
- Pf... No i co z tego. - szturchnęła mnie w ramię. - Posuń się, grubasie. Nie jesteś tu sam, inni też chcą zapalić.
- Otwórz sobie drugie okno, młoda.
- Hahaha, bardzo śmieszne. Jestem starsza o dwa miesiące, gnomie.
- Pomyliłaś się, szkrabie. Jestem ze stycznia, a ty nie. Od Maćka jesteś starsza o dwa miesiące.
- Ugh, za dużo was! - wkurzyła się. - No posuń się, no! Jestem twoją przyjaciółką, czy nie?
- No jesteś, jesteś...
- To suń dupencję.
- Ech, okay. - przesunąłem się, podając zapalniczkę Violi, która szybko odpaliła papierosa.
- O tak, tego mi było trzeba po chodzeniu przez tak długi czas.
- Nie mogłaś zadzwonić po taksówkę? - spytałem, patrząc w przestrzeń.
- Kurwa, teraz mi to mówisz?!
- No tak. - wypiąłem jej język. - Ale i tak mnie kochasz.
- Chciałbyś... - oboje zaczęliśmy się śmiać.
~ Viola ~
Dwa dni później
Siedziałam z Agnes w pokoju późnym wieczorem. W końcu udało nam się dowiedzieć, gdzie mieszkają Payne'owie. Planowałyśmy, że wybierzemy się do nich następnego dnia. Po raz kolejny wybuchłyśmy śmiechem, obmyślając, jak to będzie, kiedy do nich przyjdziemy z taką wiadomością. Nagle drzwi z łomotem się otworzyły, a w nich stanął najebany i przeszczęśliwy Tomek. Zaraz, co?! Przecież on zawsze stronił od alko, a teraz takie coś?! No nie wierzę! 
- DZIEWCZYNY, KURWA, WYGRAŁEM W TOTKA! - krzyknął i upadł na ziemię, śmiejąc się w niebo głosy. 
- Co ty pieprzysz? - spytałam, podchodząc do niego i zbierając go z zimnej podłogi. 
- No bo... Ten... Hahahahaha, strzeliłem i wygrałem... - chichrał się jak idiota. - PACZAJ I PODZIWIAJ!! 
Wzięłam do ręki kupon i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wykreślił cyfry: 1,2,3,4,5,6. Walnęłam się z całej siły w twarz. Ał, bolało. Agnes natychmiast włączyła swój telefon i zaczęła sprawdzać notowania. 
- Ej... On na serio wygrał... - rzekła, po czym podała mi swój telefon i zaczęła się śmiać.
Wzięłam to ustrojstwo do ręki i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tam naprawdę były te liczby, które strzelił Tomek. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a ten odwzajemnił moje spojrzenie głośnym beknięciem i śmiechem. No super, brakowało mi do szczęścia najebanego w trzy dupy Tomusia. Ale zaraz, skoro on wygrał kasę, to możemy zostać całą dwunastką przez całe wakacje w Wolverhampton. Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Agnes zawołała resztę załogi i oznajmiła im wspaniałą wieść. Wszyscy zaczęliśmy szaleć i skakać. Postanowiliśmy pójść następnego dnia z najstarszym z nas, czyli Tomeczkiem po nagrodę. Nawalonemu człowiekowi nie daliby nagrody, bo to by dziwnie wyglądało. Rozmawialiśmy do czwartej nad ranem, a później wszyscy postanowiliśmy iść spać. Och, następny dzień zapowiadał się idealnie.

Od autorki: Hejka ludziska. Co tam? Tak, nareszcie moment, w którym pojawił się członek 1D. Hahaha, ale to była chwilka. Zabijecie mnie za to? Wiem, że tak. No cóż, mówi się trudno. ;3 Z okazji, że są Święta chciałabym w imieniu swoim, jak i Agnes złożyć Wam serdeczne życzenia. Zdrowych, spokojnych oraz udanych Świąt oraz szampańskiego Sylwestra. Ciao! xx
EDIT: Aga się ubiega o dopisanie się, so muszę to zrobić. To z totkiem to ona wymyśliła. XD Zadowolona? 

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 7

~Aga~
W połowie drogi udało mi się zasnąć. Violę zmorzył sen już po kilku godzinach. Oparła się moje ramię i zasnęła tak, jak siedziała. A słuchawki dalej w uszach. Ja zasnęłam niebawem po niej. Musiałyśmy słodko wyglądać, gdy spałyśmy! Wiem, skromna jestem :3 Była późna noc, kiedy moja nieoceniona siostra postanowiła się obudzić. A co za tym idzie – obudziła też mnie. Już sobie człowiek pospać nie może.

-Jak tam sen? – uśmiechnęła się Viola, świadoma tego, że mnie obudziła. Perfidnie świadoma.
-Nie wiem, zostałam obudzona >.< - powiedziałam ironicznie i przeciągnęłam się smacznie.
-Ciemno.
-Mhm.
-Jak myślisz, ile jeszcze zostało? – zapytała inteligentnie. Na tyle głośno, że stewardessa, która dała nam orzeszki ziemne na początku lotu, usłyszała nas.
-Za pół godziny będzie jasno, wtedy wylądujemy w Londynie – uśmiechnęła się uprzejmie i podała nam następne dwie paczki orzeszków. Viola rzuciła się na to jak Seba na dziewczyny ._.
-Em... Bardzo dziękujemy za informację – powiedziałam dzielnie, a Viola coś tam wymruczała, pałaszując. Nie wzięłyśmy jedzenia na drogę, a byłyśmy niezłymi żarłokami. Napoczęłam swoją paczkę, wrzucając garść orzeszków do ust.
-Widzisz, zaraz będziemy – uśmiechnęła się moja siostra, dodając mi otuchy. Obie bałyśmy się, co nas czeka...
-Wiem. Przyjemnie jest sobie polatać – powiedziałam lekko. Tak naprawdę to bałam się, co nas czeka. Czy znajdziemy naszych prawdziwych rodziców? Czy nas poznają? Zaakceptują? A co z naszym zaginionym braciszkiem? Viola bezbłędnie wyczuła mój nastrój.
-Nie martw się, siostrzyczko. Na pewno się ułoży – uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
-Tak, damy radę – rzuciłam teraz naprawdę przekonana i mocniej przytuliłam się do zaginionej siostry.
-„Za 20 minut lądujemy!” – usłyszałyśmy głos pilota.
-Prawie świta – stwierdziła Violetta.
-Chodź, przejdźmy się troszkę po tym samolocie. Może mają bufet czy coś takiego... – rzuciłam. – Muszę rozprostować nogi.
-Ja też... – Viola zamyśliła się i po chwili dodała – Brakuje mi chłopców, oni zawsze mieli wódkę i coś do chrupania...
-Hah mi też : ) Chętnie zabrałabym ich ze sobą. Pewnie już tęsknią...
-Taa jasne! Tęsknią! Pewnie robią dziką balangę, bo się nas pozbyli! – Viola zdecydowanie była realistką. Zrobiłam głupią minę i palnęłam :
-Tak, to do nich podobne. Tak, tak...
-To idziesz w końcu? Kuper mi zasnął :\ - powiedziała jakże inteligentnie brunetka. Podniosłam się lekko i skierowałam się w kierunku wyjścia. Ludzie szykowali się do powolnego wyjścia, chociaż mieliśmy dobre 20 minut do lądowania. Minęłyśmy toalety i ruszyłyśmy dalej.
-Ej, słyszysz to, co ja? – spytała po pewnym czasie Viola. Znajdowałyśmy się w wąskim korytarzyku z mnóstwem drzwi. Miałam rękę na klamce bufetowego.
-Hmm?
-Jakby ktoś wiózł dzikie świnie na rzeź...
-Teraz, jak to mówisz to rzeczywiście coś słyszę. Jak jakiś busz!
-Jezu, co to jest?! Wiozą tu małpy, świnie, bydło, czy co?!
-Kurde, muszę to sprawdzić... – zdecydowałam. Te dzikie dźwięki dochodziły z bagażowni... Lecz była ona zamknięta.
-Nie wejdziesz tam. Otworzą dopiero przy lądowaniu.
-OK., potem sprawdzę. Ale przypomnij mi – ostrzegłam przyjaciółkę. Ona przytaknęła i pchnęła w końcu te cholerne drzwi do bufetu. Zasłużyłyśmy sobie na porządną porcję frytek czy czegoś tam. Byle by ciepłe było i nie żyło ; )
~MateŁusz~
-Możecie przestać drzeć japę gamonie?! – wrzasnąłem. Głowa mi pękała, bo za dużo wypiłem, a ci robili jakieś popisy cyrkowe!
-Wyluzuj, Mati! To tylko po to, żeby zabić czas – uśmiechnął się Michał, próbując stanąć na rękach. Tomek ściągnął mu spodnie O.O
-O fuj! Nie chciałem tego oglądać! – pisnął Sebastianek i udał, że rzyga.
-Oddawaj moje spodnie, pacanie! Zaraz ja ci ściągnę NIE TYLKO SPODNIE ale i skórę! – wrzasnął Michał, zakładając dżinsy i goniąc Tomka. Krzysiek zrobił mu zgrabną kosę i mistrz fullcapów spadł na ziemię.
-Litości! Litości! – zawył.
-W tych kręgach nie ma czegoś takiego jak „litość!” – powiedział Michał i zaśmiał się szyderczo. Coś w stylu : „Mwahahahaahahaahauabauahahabaabahahbaubauaha!”
-Nie mów, że będziesz go tutaj rozbierał... – wydusił z siebie Wojtek.
-A czemu nie? ;>
-To... To niehigieniczne... – wysapał Dominik, chowając się za PSP.
-Ale zemsta musi być! – tłumaczył Michałek.
-Hmm... To ja sobie tutaj poleżę... Nie, nie... Nie martwcie się o mnie, przecież nie jestem ważny... – wysapał Tomek, który dalej leżał przygwożdżony przez Michała.
-Będziesz leżał dopóki nie wymyślę zemsty!
-Ja ci kurwa dam zemstę! – warknął Tomek, szybkim ruchem zrzucając grzywkowatego na ziemię. Ten się tego nie spodziewał i rozdziawił usta ze zdziwieniem.
-Jak...
-Lata praktyki! – zawołał Tomasz i otrzepał się z niewidzialnego pyłu. Zrobił krok i glebnął.
-O ty chuju! – wrzasnął do Przemka, który zawiązał mu sznurówki, gdy nikt nie patrzył.
-To za to, że musieliśmy oglądać różowe bokserki z księżniczkami Michałka! – rzekł Przemo z obrzydzeniem.
-Zniszczyłeś mi nowiutkie kąwersy!
-A to nie są vąsy?
-Tu się nosi tylko adidasy, bijaaaaatch! – wrzasnął Sebastianek, który pozował na dresa, a wcale taki nie był.
~Viola~
 Szybko musiałyśmy wrócić na swoje miejsca, żeby nie poobijać siebie i innych przy lądowaniu. Usiadłyśmy na fotelach i zapięłyśmy pasy. Agnes złapała mnie za rękę i mocno ją ścisnęła. Zaśmiałam się cicho, ale również zacisnęłam dłoń. Jeszcze tylko chwila i będziemy w Wolverhampton. Nareszcie samolot został posadzony na ziemi przez pilota i mogliśmy się powoli zbierać do wyjścia. Zabrałyśmy się z siostrą i czym prędzej opuściłyśmy przeklętą maszynę. Aga padła na ziemie, krzycząc, że nigdy więcej nie opuści stałego lądu. Tsaaa... Do czasu naszego wyjazdu z tego miasta. Jednak najlepsze były miny anglików, będących na pasie. Moja kochana siostrunia wykrzyczała wszystko po polsku, więc oni jej nie zrozumieli. Oj głupia, głupia Aga.
 - Chodź idiotko, ludzie się na ciebie dziwnie patrząc, bo ryczysz w niezrozumiałym przez nich języku. - wzięłam ją za fraki i podniosłam do góry. Na moje nieszczęście ta niefortunnie się mi wywinęła i runęła twarzą w ziemię. Ałłł... Oczywiście, nie uszło to uwadze innych ludzi i zaczęli się z niej śmiać. Wyrzuciła z siebie wiązankę przekleństw, wyzywając mnie od najgorszych, po czym podniosła swoje chuderlawe (dop Agi : chuderlawe? Co kurwa?! XD o mn można powiedzieć wszystko, ale nie to że jestem chuderlawa XD) ciałko z podłoża. - Wybacz, to twoja wina. - zaśmiałam się.
 - No jasne, zawsze moja wina. - obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem. - Ty, patrz, kogoś wyprowadzają z bagażnika...
 - A no, rzeczywiście. Chodź, zobaczymy, kto to jest.
 Pobiegłam szybko w tamtą stronę, nie zważając na to, co mówi moja siostra. W dość krótkim czasie znalazłam się w takiej odległości, że mogłam dojrzeć, kto tam jest. Zatrzymałam się tuż przy ochroniarzach, nie dowierzając własnym oczom. No kurwa, nie! WTF?! Co tu robią te przygłupy?!
 - You will go with us. - powiedział do nich ochroniarz, a ci widocznie niczego nie zrozumieli i nadal próbowali się im wyrywać.
 - I'm sorry. What's the matter? - spytałam jednego z nich. Ten wytłumaczył mi, że znaleźli ich w bagażniku, jak próbowali się niepostrzeżenie wymknąć na pas startowy. Westchnęłam. - I'm very sorry for their behavior. These are my friends and, unfortunately, ran out of tickets for them, and they wanted go with me and my sister. I told them that they will stay but they wouldn't listen. Really, I did not know they were here. I can pay for their punishment.
 - This time we will give a warning. - uśmiechnął się do mnie i kazał puścić tamtym moich powalonych przyjaciół.
 - KOCHAM CIĘ! - rzucił się na mnie Przemek i zaczął całować.
 - A ja was osobiście zabiję. - rzuciłam, kiedy ochroniarze się oddalili. - Co was do tego podkusiło? - spytałam cicho, choć miałam ochotę wrzeszczeć i klnąć jak szewc.
 - No ten... No bo my nie chcieliśmy, żebyście wyjeżdżały! - krzyknął Seba i ukrył się za Agą, która w ogóle się nie odzywała.
 - Ja się kiedyś zamorduję. - szepnęłam do siebie. - Dobra, już trudno. Jesteście tu, nie macie żadnych ubrań, kasy ani nic z tych rzeczy, ale damy sobie radę. Przecież to nic takiego. Jest nas tylko dwanaście osób. Spokojnie, będziemy nocować na przystankach autobusowych, opuszczonych polach namiotowych, lasach, polankach, łąkach, plażach, nad rzeczką, pod mostem albo na dachach domów. Będziemy kradli ludziom resztki ze śmietników, żeby tylko przeżyć. - powiedziałam swój monolog, a każdy patrzył na mnie jak na wariatkę. Prócz Tomka, on przywykł do takiego zachowania z mojej strony. - No to teraz powiedzcie mi szczerze, jak wy to sobie wyobrażacie?
 - YOUNG, WILD AND FREE! - krzyknął Mati i zaczął tańczyć kankana. No jasne, oni nie mogą być poważni. - Spoko, nic się przecież nie stanie. Macie tą swoją rodzinkę tutaj, więc jaki masz problem?
 - A może taki, że oni na pewno nie pomieszczą 12 osób! - krzyknęła Agnes.
 - Spokojnie. - odezwał się Wojtek.
 - Nie denerwuj mnie. - wysyczałam i poszłam w stronę wejścia na lotnisko, żeby odebrać bagaże.
 Słyszałam, jak chłopcy przekrzykiwali się między sobą, ale nie miałam zamiaru reagować. Bądź, co bądź, chciałam, żeby tu byli, ale mogli o tym pomyśleć wcześniej i jakoś się na to przygotować. Nie wyżyjemy z tego, co mamy ja i Aga, a przecież musimy coś jeść i gdzie mieszkać, jeśli by nas nie przyjęli. Niespodzianka im się nie udała. A może wyniknie z tego coś dobrego? Nie, nie sądzę. DAMN IT! Czemu muszę być tą cholerną realistką?!


Od Autorki: I okazało się, że ja dodaję rozdział, gdyż Agnes muli net i nie ma, jak wstawić. :'( Moje biedactwo. Od razu mówię, że większość rozdziału pisała ona, a ja zamieściłam tylko perspektywę Violi. Reszta to zasługa Waszej nieocenionej Agi. ;3 Proszę, nie zabijajcie nas za tak długą nieobecność... Do następnego. Bye. xxx

piątek, 7 grudnia 2012

Słóweczko...

Kto chce zabić wredną, złą, paskudną i dziwną Viper za niedodawanie rozdziału? Sądzę, że wszyscy. Okay, zróbcie to, ale należy się Wam słówko wyjaśnienia. Nie dodaję nic, ponieważ mam teraz strasznie dużo nauki. Co prawda, zbliża się koniec semestru, a ja haruję za dwóch. Przygotowuję się do drugiego etapu olimpiady przedmiotowej i nie mam na nic czasu. Wracam do domu po 15/17 i jestem wykończona. Odrabiam lekcje, uczę się, a potem wbijam na chwilę na kompa o mam dość. -.- Naprawdę, przepraszam. Aga wystuka Wam jakiś rozdział w najbliższym czasie. To tyle z mojej strony. Ave, satany. \m/ ;*

---
od Agusi :3
No jasne, odwalę za Cb robotę kochana siostrzyczko :* Może w niedzielę coś skrobnę :)
Poza tym chciałabym podziękować za 56 000 odwiedzin! WOW! :D A tak niedawno było 10 000.
Kocham Was <3 :3

wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 6


~Aga~
Wróciłam do domu. Musiałam tylko się przebrać, zabrać walizki i wbić do samolotu, by odlecieć ze swoją siostrą w nieznane. Co nas tam czeka? Czy znajdziemy rodzinę? Nie wiem... Nie wiem, co będzie jutro, nie wiem co będzie za tydzień, miesiąc, rok... Nie chcę zostawiać przyjaciół... Sebastian, Mati i Dominik straszne dużo dla mnie znaczą... Są jak bracia, tylko jeszcze bardziej... A koledzy Violi? Oni także stają się moimi przyjaciółmi. Są tacy wyjebiści w kosmos, że bardziej się nie może! I ich musimy zostawić dla jakiegoś ulotnego marzenia? Usiadłam na moje łóżko, w którym miałam już nie spać przez kilka miesięcy. Wtuliłam twarz w poduszkę i westchnęłam. Miałam ochotę płakać, ale duże dziewczynki nie mogą sobie na to pozwolić... Wbiłam więc do łazienki, przebrałam się i zeszłam na dół, uprzednio żegnając się z pokojem i wszystkimi rzeczami, które pozostawiam. W kuchni czekała mama z tatą. Musiałam jeszcze z nimi się pożegnać... Mimo tego, że nie są moimi biologicznymi rodzicami i tak bardzo ich kochałam. Byli ze mną od kiedy pamiętam i kocham ich bardziej niż tych, którzy porzucili mnie dawno temu...
-         Mamo... Tato... – w moich oczach pojawiły się łzy. Jakby chłopcy to zobaczyli to bym życia nie miała!
-         Nie płacz, córeczko... To przecież twoje marzenie – tato uśmiechnął się smutno.
-         Kochamy cię i będziemy strasznie tęsknić... – szepnęła mama i przytuliła mnie mocno. Kij w tusz! Będę wyglądała jak maszkara. Zaczęłam płakać jak jakieś dziecko kurde...
-         Nie płacz, kochanie! To tylko na lato! – uspokajali mi rodzice.
-         Wiem, ale i tak mi smutno – posłałam im słaby uśmiech i otarłam łzy. Mam nadzieję, że tusz nie rozmazał się aż tak bardzo.
-         Będziemy tęsknić... – szepnęła mama, biorąc mnie za rękę.
-         Ja też... – powiedziałam, przełykając łzy. Usłyszałam klakson taksówki, która miała zawieźć mnie i Violę na lotnisko. Dlaczego tak szybko?!
-         No już leć! – uśmiechnął się ojciec.
-         Kocham was – powiedziałam i dałam im po buziaku.
-         My ciebie też, kochanie! Szerokiej drogi – uśmiechnęli się rodzice, wypuszczając mnie z domu. Szofer wsadził moje walizki do bagażnika, a ja wsiadłam do samochodu. Za chwilę mieliśmy podjechać po Violę. Pomachałam do rodziców, stojących na progu i uśmiechnęłam się. Następnie drzwi się zatrzasnęły i pojechaliśmy po moją siostrę. W końcu trzeba zacząć naszą przygodę : )
~*~
Podjechaliśmy pod dom Violi. Wyszłam specjalnie po to, żeby po nią iść. Zapukałam do drzwi. Zza nich usłyszałam skomlenie siostry.
-         Co? Już? – jej głos był smutny, ale nie płakała. Otworzyła mi i uśmiechnęła się smutno.
-         Tak, już musimy iść – odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam ją lekko. Jej rodzice i bracia wychylili się z salonu.
-         To już? – spytała jej mama.
-         Tak, lot jest za 2 godziny, ale musimy być wcześniej – wyjaśniłam im.
-         Oh... Dobrze... – westchnęła mama Violi. Viola podbiegła do niej i przytuliła się do niej mocno. Jej ojciec objął je obie.
-         Będziemy za tobą tęsknić, słońce. Kochamy cię – szepnęła jej mama, gładząc ją po policzku.
-         Ja też... I też was kocham... – powiedziała smutno, jeszcze raz ich przytulając. Zwiesiłam głowę. Pożegnania są takie złe... A myśląc o tym, że rano nie pójdę rozrabiać z chłopakami robiło mi się ciężko na sercu... Będę tęsknić za tymi idiotami jak nigdy dotąd...
-         Z braćmi też się pożegnaj. Nie okazują tego, ale bardzo cię kochają! – rzekł ojciec Violi. Ciężko mu było puszczać swoją jedyną córkę w świat. Viola westchnęła i zaczęła przytulać swoich braci.
-         Zachowywać się, idioci, kiedy mnie nie będzie, zrozumiano? – powiedziała poważnie.
-         Tsaaa... Ja biorę jej kompa!
-         A ja pokój!!! – i po braciach nie było już śladu.
-         Mili są, nie? – uśmiechnęła się brunetka, czym zmusiła mnie do lekkiego uśmiechu.
-         Bardzo : ) – powiedziałam lekko.
-         Więc... Chyba idziemy? – spytała.
-         Chyba tak... – westchnęłam. Viola pocałowała rodziców na pożegnanie i wyszła razem ze mną z mieszkania. Jej rodzice jeszcze nam machali, jak wchodziłyśmy do taksówki. Ciekawe, czy spełnimy nasze marzenia, czy to tylko strata czasu?
~*~
W końcu dojechałyśmy na lotnisko. Viola rzuciła taksówkarzowi kilka monet, a ten odjechał, życząc nam miłej podróży. Uśmiechnęłyśmy się na pożegnanie i ruszyliśmy w stronę naszego lotu. Teraz zacznie się nasza wielka przygoda : ) Wbiłyśmy do samolotu i zajęłyśmy miejsca. Podekscytowane zaczęłyśmy rozmawiać o tym, co nas czeka. Ale tego nie wiedział nikt. Samolot wzbił się w przestworza, ku naszemu przeznaczeniu.

~Sebastian~
-         Nie można zjebać tej misji, panowie!!! – zawołałem. Wolałem wypełniać tą misję z Dominem i Matim, ale koledzy Violi „koniecznie” musieli wbić na party... xd
-         Ta co ty, takiej misji nie da się zjebać! – zawołał jeden z nich, chyba Wojtek. Kurde, nie potrafię ich zapamiętać! Więcej ich mama nie miała?! xd
-         Pamiętajcie, macie być cicho, bo zjebiemy na pełnej linii! – powiedział Dominik, wychylając się zza rogu, by spatrolować teren.
-         Czysto – powiedział i przemknęliśmy jakże niezauważeni do następnego kąta. Jakby 10 chłopaków mogło być niezauważonych... Kurde, jak nam się nie uda to się pójdę powiesić.
-         OK. Drzwi pilnuje jakaś paniusia. Ja się nią zajmę – uśmiechnął się nonszalancko Tomek. Jego akurat zapamiętałem bardzo dobrze. Podzielił się ostatnią wódą, to jest przyjaciel! XD Tomek wyszedł zza rogu i podszedł do paniusi.
-         Przepraszam, może mi pani pokazać, z którego toru odlatuje lot nr.5 do Londynu? – spytał przyjaźnie, próbując oczarować paniusię. Nie mogła mieć więcej niż 20, 25 lat. Platynowa solarka. Poradzimy sobie.
-         Jasne, proszę pana – uśmiechnęła się „skromnie” i podeszła do okna, objaśniając Tomkowi, gdzie stoi lot dziewczyn. Drzwi były wolne! To stado bawołów rzuciło się do nich jak huragan! Mati kopniakiem otworzył drzwi i zaczęliśmy biec jak dzikie bizony przez kolejne pasy.
-         Stać! Nie możecie tam wejść!!! – babka zaczęła wszczynać alarm. Tomek musiał jakoś stamtąd uciec niezauważony. Inaczej nasze plany pójdą się ... kopulować... XD Mam nadzieję, że chłopak  szybko nas dogoni. Zostało mało czasu! Samolot prawie odlatywał. Na nasze szczęście bagażnik był jeszcze otwarty. Okazało się, że do Londynu ktoś przemycał tygrysa i dwa konie O.o Ale to już nie nasza sprawa. Każdy z nas gdzieś się schował. Ja wybrałem wygodne miejsce za ogromnym bagażem. Mati przycupnął gdzieś obok mnie. Reszta dzieciarni zaczęła drażnić „kotka”.
-         Debile! Siadajcie, bo nas odkryją!!! – krzyknąłem najciszej jak mogłem. „Kotek” warknął, a dzieci przestraszyły się kocurka i pouciekały w różne kąty. Tomek w końcu przybiegł, cały zdyszany.
-         Uff... Ledwo ich zgubiłem... Było ciężko. Paniusia goniła mnie przez pół sali, a ochroniarzy zgubiłem gdzieś koło lotu do Tokio... – westchnął i uśmiechnął się, odgarniając włosy z czoła.
-         Jesteś boski, wiesz? – uśmiechnął się Maciek, a Tomek popatrzył na niego, jak na geja.
-         Człowieku, jestem hetero wiesz?! – zawołał, robiąc dziwną minę. Chłopcy zaczęli się przepychać, wykrzykując różne hasła o seksualności... Jakbym widział siebie i Matiego! :D Nagle usłyszałem kroki.
-         FUCK! Szybko, chować się!!! – wrzasnął Maciek i wszyscy popadali po kątach, chowając się za bagażami, w bagażach i w różnych innych zakątkach. Klapa się otworzyła i wszedł ochroniarz O.O Ja i Mateusz wstrzymaliśmy oddech, kiedy przechodził koło nas. Na szczęście nikogo nie zauważył i wyszedł, zamykając klapę i dając sygnał do odlotu.
-         YES! Udało się, biczys! – wrzasnął Michał, tańcząc Gangnam Style i drąc się w rytm piosenki.
-         Morda! Jeszcze nie odlecieliśmy! – zawołał Krzysiek i złapał Michała za nogę, w wyniku czego chłopak glebnął na ziemię, robiąc straszny huk.
-         O żesz ku*wa!!! Debile, opanować się, bo nas odkryją! – wrzasnąłem prawie na całą bagażownię. Na szczęście inny huk nas zagłuszył.
-         Czy... To silnik? – spytał Dominik głupio.
-         Tak, gamoniu!
-         LECIMY! ŁIIIIII! – zawołał Mati, wstając i skacząc jak małe dziecko. Nagle samolot poderwał się niespodziewanie i szatyn poleciał na ziemię. Siła poderwania zwaliła go z nóg.
-         Fuck – westchnął cicho. [od autorki : za fuck na angielskim dostałam minusa :< Przecież uczę się języka! :D]
-         Trzeba było rozrabiać? – przewróciłem oczami i pociągnąłem go za nogę w swoją stronę. Nie będzie przecież leżał na środku bagażowni!
-         Tak. A teraz daj się napić – powiedział i wygrzebał ze swojego plecaka czystą.
-         Nie bądź żyd... Mi też daaaaaaj – jęknąłem, patrząc jak Mati pije ją prosto z gwinta. Ten przewrócił oczami i rzucił mi butelkę.
-         Ratujesz mi życie! :D – powiedziałem i popiłem.
-         Ale potem nie zarzygaj mi butów! – ostrzegł mnie Mateusz, a ja przewróciłem oczętami.
-         Mam mocny żołądek – oznajmiłem
-         Jesteśmy w powietrzu! ŁIIIII! – Dominikowi coś odwaliło, bo zaczął biegać po bagażowni i wymachiwać rękami.
-         Stul pysk and ceep calm, frajerze – rzucił Wojtek, wyciągając czipsy. Oni zrobili chyba zapasy na całą wieczność! Domin usiadł i zapłakał gorzko xd
-         Nikt mnie nie kocha...
-         I tak zostanie – warknął Mati i pokazał mu język. Dominik odwrócił się do niego tyłkiem, wyjął konsolę i rozpoczął focha. Dopóki mu się baterie nie skończą – będziemy bezpieczni. Czeka nas kilka godzin lotu, ale dla naszych przyjaciółek – wszystko : )

~~~
Dlaczego to ja jestem ta niewdzięczna, co nie dodaje rozdziałów? : (
Ja się staram, ale nie zawsze mam wenę.
Ci, co piszą wiedzą jak to jest.
Taka blokada, że tylko siedzisz, zmuszasz się do pisania, a i tak nic ci nie wychodzi : (
Bardzo przepraszam, jak was tym jakoś urażam. :P :D
Mam nadzieję, że się rozdział się jednak spodoba <3 :D
Do Violi jeśli to przeczyta : GG mi się zjebało :( Tak samo jak wszystkie ikonki na pulpicie i facebook xd
Cyaa ;* :D

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 5

Przeglądałam się w lustrze, lustrując każdy centymetr mojego ciała. Nie, to zdecydowanie nie jest mój styl, ale teraz nie mogę się już wycofać. Chłopcy za chwilę będą, a ja nie mam czasu na przebieranie się. Ugh... Po co ja się zgodziłam na to wyjście do klubu?! Nie miałabym problemu, a tak? Muszę się dla nich poświęcać i iść tam w szpilkach! Zabiję ich, przysięgam, zabiję! Pożałują tego, że się urodzili, jak Boga kocham. Spryskałam się swoimi ulubionymi perfumami i wyszłam z pokoju, słysząc na zewnątrz dzikie krzyki nieopanowanej wiecznie siódemki, z którą zwykły dzień staje się zajebisty.
- Wychodzę! - krzyknęłam i opuściłam dom.
Niespecjalnie się tym przejęli, ale co tam. Raz się żyje! Nie dość pewnym krokiem podążyłam w stronę ulicy. Jak na złość moi kochani przyjaciele zaniemówili. No super... Stanęłam przed nimi, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia, lecz oni woleli stać cicho, perfidnie gapiąc się na moje grube nogi, które w tych spodenkach były jeszcze tłustsze niż w rzeczywistości.
- Tomek, jesteś pewien, że Viola tu mieszka? Zamiast niej widzę tu jakąś zajebistą laskę i kurwa mam ochotę ją wyrżnąć! - krzyknął Maciek.
- Zamorduję cię, daję słowo. - wysyczałam przez zęby.
- A może da się pani zaprosić na partyjkę rozbieranego pokera? - wypalił Krzysiek, poruszając przy tym śmiesznie brwiami. - Ewentualnie mogę zaproponować wódeczkę, winko, piwko i najlepszej jakości męskie ciała. To - wskazał na siebie i swoją budowę. - nie wyhodowało się samo.
- Odejdź, ona będzie moja! - rzucił się na niego Kamil. - Nie oddam jej żywcem!
- No to będziesz trupem, ziomek, bo ja również jej nie dam! - do akcji wkroczył Wojtek.
- A ja będę dżentelmenem i poproszę, byś udała się ze mną dzisiaj na imprezę, o piękna! - Michał klęknął przede mną, łapiąc mnie za ręce.
Nie wytrzymałam i perfidnie parsknęłam mu śmiechem w twarz. Większych idiotów nie widziałam. Od śmiechu nie mogłam złapać oddechu. Ja pierdolę, czy ja kiedykolwiek znajdę normalnych znajomych.
- Wiecie co? Jesteście popierdoleni!
- O! To my się znamy? - Przemuś pojawił się koło mnie z jakimś kwiatkiem, który prawdopodobnie pochodzi z ogrodu mojej mamy.
- Tomuś, ratuj. - ułożyłam usta w podkówkę. - Ja nie przeżyję z nimi.
- Wybacz, nie rozmawiam z nieznajomymi, dziewczynko. - wypiął mi język i zaczął okładać się z Wojtkiem, Krzyśkiem i Kamilem.
- Idiots. Idiots everywhere. - wypaliłam, wskazując dłonią na niebo. - Wiecie, chciałabym, żebyście kogoś poznali, ale skoro wolicie zgrywać pojebów, to ja wracam do domu. Ciao!
- NIE!! - krzyknęli chórem, uspokajając się i doprowadzając do stanu używalności.
- Już będziemy grzeczniusi jak kiciaki, misiu. - wypalił Michał.
- Czasem serio się zastanawiam, czy leczenie nie byłoby dla was najlepszym wyjściem, ale potem dochodzę do wniosku, że ryjecie mi banię i mi się to podoba. C'mon, świry!
- Petka, milordzie? - Krzysiek podsunął mi pod nos paczkę czekoladowych Black Devili.
- Może nie pod moim domem, geniuszu! - walnęłam go w ramię i zaczęłam się śmiać. - Ale bardzo chętnie. - ukradłam mu fajkę i włożyłam ją do ust.
- Ja pierdolę, nigdy nie zrozumiem bab! - uderzył się z otwartej dłoni w twarz. - Za co, Boże?!
Całą drogę do klubu zastanawiałam się, jacy będą przyjaciele Agnes. Czy dogadają się z moimi idiotami, którym we łbach tylko ruchanko, palenie i chlanie? Oj, mam nadzieję. Nagle niemalże wylądowałam na chodniku, ponieważ któryś z moich wspaniałych koleżków na mnie wpadł. No jasne, Maciuś.
- Jak chcesz się ze mną umówić, to powiedz, a nie się na mnie wpierdalasz. - wypięłam mu język. - Krzysiu, kochanie, daj mi ognia. - zrobiłam błagalne oczka w stronę szatyna.
- A co będę z tego miał?
- Dozgonną wdzięczność przyjaciółki, która polubiła cię, pomimo tego że jesteś wredną suczą i nie umiesz pohamować emocji. - wyszarpnęłam mu zapalarkę z ręki i wyszczerzyłam się w geście zwycięstwa. - Lofciam cię, skarbie.
- Wredota, zadufana w sobie idiotka, dziecko buszu wychowane na wojnie, patologia. - szeptał pod nosem.
- Co mówisz, misiu? - powiedziałam, po czym zaciągnęłam się fajką.
- Nic, nic. - skruszył się i uniósł ręce w geście zwycięstwa.
- No ja myślę. Ale i tak jesteś moim ulubionym kolegą do picia. - zarzuciłam mu rękę na ramiona i przytuliłam do siebie. - Bez ciebie nie mogłabym normalnie funkcjonować. Uratowałeś mnie przed niejednym szlabanem, za co cię ubóstwiam!
- Wiesz, siostra, jesteś zajebista, pomimo że czasem mnie wkurwiasz. - zmierzwił mi włosy i pobiegł do reszty idącej z przodu.
Tsaaa... To było bardzo normalne, z pewnością. Znajdowaliśmy się już niedaleko klubu, ale przez wygłupy stada baranów droga zeszła nam dwa razy dłużej niż powinna. Jeśli Aga i jej znajomi już czekają, to zabiję moich ułomów za to.
- A tak właściwie, z kim mamy się spotkać? - spytał Michał, zwalniając kroku i zrównując się ze mną. - Skoro ich też mamy wprowadzić, to chyba musimy to wiedzieć. - westchnął i założył mi rękę na ramiona, czego skutkiem było objęcie mnie.
- Niespodzianka, skarbie. - cmoknęłam go w policzek. - Powiem tylko, że będziecie nieźle zdziwieni.
- No okey, nie musisz mówić. I tak cię kocham.
- Tak właśnie myślałam.
Wreszcie doszliśmy pod klub. Trochę się denerwowałam, ale to zrozumiałe. Niecodziennie poznaje się przyjaciół swojej siostry bliźniaczki, którą ledwo co się poznało, prawda? Nagle usłyszałam dzikie odgłosy dżungli. Rozejrzałam się po moich przyjaciołach, którzy stali i jarali. No tak, co innego mogliby robić?
- Weźcie się idioci ogarnijcie, bo tu do jasnej cholery nie wejdziecie! - usłyszałam krzyk mojej siostry, zbliżającej się do nas z grupką chłopaków.
- MATI NIE CHCIEĆ SIĘ OGARNIAĆ! - ryknął jeden z nich.
- Tylko mi nie mów, że czekaliśmy na te oto tutaj osoby. - przeraził się Wojtek i schował za mną.
- Suprise? - bardziej spytałam, niż stwierdziłam.
- Tak, jasne. W chuj miło. - założył ręce na siebie Kami.
- Ej! Wy nie raz zachowujecie się gorzej! - zbulwersowałam się.
- Ale nie tak, jak oni! A co jak nas wywalą z klubu?!
- Jajco, kurwa! Nie wywalą!
- To zobaczymy!
- Zobaczymy!
W tej samej chwili podeszła do nas moja siostra.
- Hej kochana. - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek.
- Cześć. - przywitała się.
- Aga, to są Michał, Kamil, Wojtek, Przemek, Maciek, Krzysiek i Tomek. - wskazałam na każdego po kolei. - Chłopcy, to jest moja siostra, Agnes. - wyszczerzyłam się, a chłopakom kopary opadły.
- Że niby twoja kto? - spytał Tomuś, zbierając wszystko do kupy i odpalając kolejną fajkę.
- Sister. - wyjaśniłam po angielsku.
- Ja pierdolę. - skwitował Kamil Wojtek i odszedł parę kroków od nas.
- Nie, naprawdę, poznałyśmy się niedawno. Nie musicie o nic pytać. Spoko. - rzekłam już nieco wkurzona za ich zachowanie.
- Idioci, chodźcie tu! - krzyknęła Aga, a przy jej boku pojawiła się trójka chłopaków. - To są Sebastian, Mati i Dominik, a to moja siostra, Viola. - stanęła przy moim boku i pokazała swoje białe ząbki.
- Że kto? - spytał jeden z nich, prawdopodobnie był to Sebastian.
- Sądzę, że dzisiaj się z nimi nie dogadamy. - wypaliłam i zaczęłam się śmiać.
- Pomyślałam dokładnie o tym samym. - również dostała ataku głupawki.
- Ja chyba czegoś nie rozumiem. - odezwał się jeden ze znajomych Agi.
- Nie tylko ty. - stwierdził Tomek, podchodząc do nas. - Tomek.
- Mati, a to Seba i Domin.
- Witam. Tam są Wojtek, Kamil, Michał, Maciek, Przemek i Krzysiek. - wskazał na moich przyjaciół.
- Miło was poznać. One od dawna się znają? - rozmawiali tak, jakby nie pamiętali, że my też tam jesteśmy.
- A bo ja kurwa wiem. - wzruszył ramionami Tomuś.
- Jakieś kilka dni. Oficjalnie dzisiaj pierwszy raz się spotkałyśmy. - powiedziała Agnes.
- Co kurwa?! Przecież jesteście siostrami!
- No i? Byłyśmy adoptowane. Nie nasza wina, że poznałyśmy się niedawno. - skrzywiłam się. Oni serio strasznie wolno jarzą. - A poza tym, wchodzimy, czy stoimy tu jak idioci? Bo mam ochotę się napić!
- No ba, że wbijamy! - koło mnie pojawił się Krzysiek, który pociągnął mnie i Agę za ręce.
Zapowiada się niesamowita impreza. Mam nadzieję tylko, że nie wyjdziemy za bardzo schlane z tego.
~*~
- Ałłł... Mój łeb...  - powiedziałam, masując obolałe miejsce. - Tomuś, gdzie masz tabletki na ból głowy? - spytałam chłopaka, który wszedł właśnie do salonu, gdzie spałam ja i Przemek.
- Czekaj, zaraz poszukam. - zdawało mi się, jakby krzyczał.
- Możesz trochę ciszej?
- Postaram się. - skierował się ku kuchni, a ja podniosłam się do pozycji stojącej i przejrzałam się w lustru znajdującym się w salonie. - Ja pierdolę, jak ja wyglądam? - szepnęłam do siebie. - Gorzej niż siedem nieszczęść.
- Masz. - Tomek wszedł do salonu i rzucił mi pudełko tabletek.
- Wiesz, że cię kocham? - spytałam z miną szczeniaczka.
- No jasne. Ja ciebie też. - puścił mi oczko i opuścił pomieszczenie.
Uśmiechnęłam się do siebie i przysiadłam na kanapie, na której wciąż spał Przemuś. Wzięłam ze stolika litrową butelkę wody i ją odkręciłam, po czym wyciągnęłam z pudełeczka dwie tabletki. Wsadziłam je do buzi i popiłam wodą. Niestety, wynikiem tego było wypicie całej pojemności butelki. Ups... Biedny Przemo, nie będzie miał, co pić. No cóż, trudno.
~ Dwa tygodnie później ~
Nareszcie rozdali nam świadectwa i opuściliśmy mury szkoły, drąc się na całe gardła i wiwatując z tego powodu. Mi jednak niezbyt się to podobało, gdyż był to też dzień naszego wyjazdu na całe wakacje z Polski, co skutkowało też opuszczeniem moich wariatów.
- To co, girls? Melanż? - koło nas pojawił się Mati z Sebą, Dominem i Agnes.
- Po pierwsze, ja nie jestem girl! - oburzył się Krzysiek. - A po drugie, jak najbardziej! Po co pytasz, skoro wiesz?!
- Wolałem się upewnić. - szturchnął go w ramię.
- Chcę wam przypomnieć, że my dzisiaj wyjeżdżamy. - powiedziała Aga, stając obok mnie.
- Właściwie to za chwilę jedziemy do domów, przebieramy się, bierzemy rzeczy i spadamy. - dodałam, spuszczając głowę. - Ale nie martwcie się, możecie się bawić bez nas.
- No jasne, nie obrazimy się. Przecież przez całe wakacje, moje kochane pindzie, będą najebane w trzy dupy i, chodząc po mieście, będą straszyły małe dzieci, czyż nie? - spytała Aga, śmiejąc się.
- Może twoje, moje będą przykładnymi obywatelami! One będą chodzić nawalone przebrane za różne postacie z bajek bądź anime, jak mniemam i będą odstawiać jakieś pojebane scenki z tych produkcji. - przybiłyśmy sobie żółwika, opanowując śmiech.
- Ty kurwa,przejrzały nas. - powiedział Wojtek do Seby.
- No... Przesrane. - na jego twarzy pojawił się grymas. - Ale wiecie, może nasze plany się zmienią? - poruszył brwiami i zaczął tańczyć.
- Co ty, za przeproszeniem, odpierdalasz? - spytałam.
- Tańcowywuję sobie! C'mon! - wziął mnie za ręce i, w gruncie rzeczy, też się bujałam z nim.
- Idźcie do Mam Talent! Wygracie to! - krzyknął Michał, tarzając się po ziemi ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne, skarbie. - zmierzyłam go wzrokiem, starając się wyrwać z uścisku Sebastiana.
- Wait, skarbie? Już mnie nie lofciujesz?! - krzyknął ten, który tańczył.
- Lofciuję cię Sebastianku. - zmierzwiłam mu włosy dłonią, którą akurat wyswobodził ze swojego uścisku.
- Jej! Epic Win! - ryknął i wskoczył na płot. - Mówiłem wam, że ona mnie lofciuje!
- Tak, tak, jasne, masz rację. - stwierdził Maciek. - Ale przecież każdy ci wierzy. - w jego głosie było tyle sarkazmu, że trzeba byłoby być głupim, aby go nie usłyszeć.
- Stawiasz się, ziomę?! - zeskoczył z płotu i podszedł do Maciusia.
- Aguś, idziemy? Zdaje mi się, że za jakieś 3 godzinki mamy lot, a chłopcom nie zależy na tym, żeby się z nami pożegnać.
- Nom. - posmutniała i zaczęła się oddalać. - Nie płaczcie, kiedy już nas nie będzie. Odjedziemy do lepszego miejsca, poznamy lepszych ludzi, znajdziemy rodzinę i tam zostaniemy, a wy o nas zapomnicie. - zaczęła się zgrywać moja siostra.
- NIE!! - ryknęli i się na nas rzucili.
Wylądowaliśmy na ziemi, śmiejąc się w niebo głosy. Och, będzie mi brakować tych idiotów. Pomimo że trzech z nich znam dopiero dwa tygodnie, to już zdążyłam pokochać jak braci. Są wspaniali. Dwa miesiące to niby tak niewiele, ale gdy się już z kimś zżyje, to trudno jest później się z nim rozstać. Tak właśnie jest w moim przypadku. Nie chcę ich opuszczać, jednak możliwość znalezienia prawdziwej rodziny jest dla mnie szansą na poprawę sytuacji. I ten fakt, że Liam Payne prawdopodobnie jest moim bratem. Przecież to niemożliwe. Ale los chyba zdecydował inaczej. Wstaliśmy, wciąż się śmiejąc.
- Będzie mi was brakować, idioci. - powiedziałam i przytuliłam każdego z osobna. - Obiecajcie, że o nas nie zapomnicie.
- Obiecuję za nich wszystkich. - rzekł Maciek, obejmując mnie swoimi ramionami.
- Wierzę ci, miśku.
Po chwili odeszłyśmy, choć osobiście wcale tego nie chciałam. Wolałam przeciągać tą chwilę jak najdłużej, jednak musiał zadzwonić mój telefon i wszystko prysło. Moja mama miała nas zawieźć do mnie, a później już wszystko z górki. Wsiadłyśmy do samochodu, o dziwo, zachowując się dość cicho. Pewnie jej też jest ciężko rozstawać się ze swoimi zjebami. W końcu to są przyjaciele, którzy byli przy nas w najgorszych chwilach i zawsze nas pocieszali. Aż żal ich zostawiać. Gdybym mogła, zabrałabym ich ze sobą, aby mogli mi towarzyszyć w tym nowym rozdziale mojego życia, lecz to chyba nie jest możliwe. Oparłam się czołem o szybę, żegnając ukochane miasto.

od autorki: Dobra, wszyscy chcieli więcej, więc zmobilizowałam się do napisania tego rozdziału. (: Jest trochę dłużej niż w poprzednim rozdziale, lecz nie będę winić za to Agi. Każdemu zdarza się zastój twórczy. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu się Wam podoba. ^.^ Następny rozdział pozostawiam Adze, której, myślę, do tego czasu wróci wena. Dziękuję za komentarze w imieniu swoim & mojej "siostry". :) Bye. xxx

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 4


~Aga~
Ja i Viola patrzyłyśmy na naszych „rodziców” i czekałyśmy na wyjaśnienia. Miałam ochotę krzyczeć, ale moja siostra robiła to za mnie xd Ani jej „rodzice” ani moi nie kwapili się do wyjaśnień...
-         Może kurde w końcu nam powiecie, o co chodzi?! Nie mam ochoty słuchać kłamstw, którymi raczyliście nas całe nasze życie!!! – Viola próbowała zmusić ich do mówienia. W końcu jej ojciec przemówił :
- Dość tego, moja panno! Może i nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami, ale to nie znaczy, że ciebie nie kochamy! Poza tym, wychowywaliśmy cię od małego, znasz nas...
-         Myślałam, że mogłam wam ufać... Ale się myliłam – powiedziała Viola i odwróciła głowę. Ja nie śmiałam niczego powiedzieć. Po prostu nie mogłam tego przetrawić. Moi rodzice i coś takiego... Czemu właśnie my? Czemu teraz? Tym razem to mój ojciec westchnął.
-         Zostałyście adoptowane, to prawda. Ale naprawdę was kochamy. Mówię to za nas wszystkich! Naprawdę... – powiedział smutno.
-         Nie chcieliśmy was okłamywać, naprawdę! Ale nie mogliśmy znaleźć innego wyjścia... – mama Violi próbowała ratować sytuację.
-         Przecież mamy po 17 lat! Nie jesteśmy dziećmi! – wypaliłam w końcu.
-         Wiemy... Ale co to by zmieniło? Jakbyśmy wam powiedzieli normalnie wyszłoby na to samo! – moja mama trafnie oceniła sytuację. To prawda. Jakby mi powiedziała : „Jesteś adoptowana” to wkurzyłabym się jeszcze bardziej niż teraz... Viola westchnęła i zerknęła na mnie, szukając poparcia. Spuściłam wzrok. No tak. Oboje nie wiedziałyśmy, co powiedzieć. W końcu Viola wypuściła powietrze ze świstem.
-         Można... Można pójść na kompromis...
-         Jaki? – rodzice od razu się zainteresowali.
-         My nie gniewamy się ani nic, możemy żyć tak, jak przedtem... – zaczęła Viola. Rodzice oddychali z ulgą.
-         Pod jednym warunkiem! – podjęłam temat i skinęłam na siostrę. Myślałyśmy o tym samym. W końcu – siostry bliźniaczki!
-         Jakim? – szepnął mój ojciec.
-         Pozwolicie nam znaleźć naszych prawdziwych rodziców – dokończyłam za Violę, a moja siostra skinęła głową na znak, że myślała o tym samym.
-         Wiedziałam, że będziecie tego chciały... – westchnęła matka Violi.
-         Ale nie możemy wam tego zabronić... – dodała moja mama.
-         Na waszym miejscu też bym chciał dowiedzieć się prawdy... – powiedział mój ojciec.
-         Więc pozwolimy wam wyjechać do Wolverhampton na wakacjach – skończył ojciec Violi. I na tym dyskusja się skończyła.
-         Ale, kochane... Proszę, nie opuszczajcie nas. Kochamy was – powiedziała jedna z naszych mam. Kamień mi leżał na sercu.
-         Też was kochamy – teraz Viola wypłynęła z inicjatywą. I nie zostało nam nic innego, jak przytulić się do rodzicieli. Wprawdzie nas nie urodzili, ale i tak ich kochałyśmy <3
~*~
/wieczór/
Wróciłam w końcu do domu i padłam jak zabita na łóżko. Nie myślałam, że tak łatwo pójdzie. Spodziewałam się scen, płaczu, wrzasków, trzaskania drzwiami jak w filmach, gdy bohaterka dowiaduje się, że jest adoptowana. A tu nic. W sumie to i lepiej. Dalej mam kochającą rodzinę i do tego inną, daleką. Oraz wspaniałą siostrę. W sumie takie dwie rodziny są lepsze niż jedna. Szkoda tylko, że tak daleko... Wolverhampton... Londyn... Kurczę. Zawsze marzyłam, żeby tam pojechać... A teraz... I te okoliczności... Przewróciłam się na drugi bok i zakryłam twarz poduszką. Nagle przyszedł SMS od Matiego : „Wszystko w porzo? Nie odezwałaś się od rana : ( Seba już tęskni...” Uśmiechnęłam się do telefonu. Pewnie ich rozmowa przebiegła tak :
M : Gdzie Aga?
S : Nie wiem, napisz jej SMSa. Nie będziemy pić bez niej.
D : Może ma jakieś ważne sprawy?
S : Ważne sprawy bez nas? Chyba ją coś... Mati pisz!
M : OK. już piszę! „Wszystko w porzo?”
S : „Czemu się nie odzywałaś, idiotko?! Myślisz, że Seba będzie stał tu z suchą mordą do rana?!”
M : „Nie odzywałaś się od rana : ( Seba już tęskni...”
S : Ja ci dam tęskni!!!
M : I wyślij!
S : O ty kuta...
M : <pokazuje mu język>
S : Następnym razem ja piszę esy...

Uśmiechnęłam się znowu. Zawsze tak jest. W końcu odpisałam : „Nic się nie stało, Mateuszku. Po prostu dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy...” Po kilku sekundach dostałam 2 SMSy. Jeden od Matiego : „Jak to? Co się stało?! Chcemy wiedzieć wszystko!” Drugi był od Violi : „Moi koledzy chcą cię poznać. Masz ochotę na melanż?” Hmm... Melanż to jest to, czego teraz potrzebuję... Odpisałam Violi : „Z chęcią! Kiedy, gdzie? :)”, a Matiemu : „Dowiesz się wszystkiego na dzisiejszym melanżu ;)” Po chwili przyszły pytania od chłopaków o rzeczony melanż. „Później, chłopcy, później” tylko tyle odpisałam i wyszłam z pokoju, zostawiając telefon na poduszce.

~*~
Jak melanż w większym gronie to trzeba się przygotować! Poza tym Viola podesłała mi cynk, że będzie on w jakimś ekskluzywnym klubie blisko jej domu. Jej koledzy mieli wtyki i dziewczyna mogła tam balować za darmo! Musiałam się więc przygotować, a nie wbijać się w T-shirt, dżinsy i trampki jak zwykle. W ruch poszły szpilki i moja zabójcza marynarka! Ogółem ubrałam się tak. Nagle usłyszałam walenie w drzwi i wrzask :
-         Przybyli ułani pod okienko kurwa!!!
-         A ułani mogliby kurwa nie przeklinać! – warknęłam, idąc do drzwi.
-         A ułanica to sama kurwa przeklina! – zawołał Mati, wbijając do chaty bez pozwolenia.
-         A wy byście się nauczyli, że się nie przeklina w gościach! – warknął Sebastian, udając grzecznego.
-         Stary nieprzekliniak się znalazł! Misiom Przekliniakom wolno! – zawołał Mati, piorunując go wzrokiem. Domin nic nie powiedział, tylko usiadł przy konsoli. Nagle wzrok chłopaków skierował się ku mnie.
-         O mój Boże Agnes! – zawołał Mateusz, omal nie wpadając na drzwi.
-         Aż tak źle? – westchnęłam, przewracając oczami.
-         Nie no wręcz przeciwnie! Schrupałbym! – zawołał Sebastian, a ja zaczęłam się śmiać jak głupia xd
-         Hah dzieki :)
-         Wybieramy się gdzieś na randkę czy coś? – spytał Dominik, pykając na konsoli i jednocześnie patrząc na mnie.
-         Z wami na randkę bym nie poszła O.o
-         Cios w me ego – westchnął Mati żartobliwie xd
-         Nie no chodzi o to, że jakbym się z kimś umówiła to bym was nie brała ze sobą! – sprostowałam.
-         Wiedziałem, co chciałaś powiedzieć! Nie lubisz nas! Jestem niekochany! Chlip, chlip! – zawołał Seba i udał, że płacze w koszulkę Matiego.
-         Zabieraj ten łeb! – wrzasnął brunet i odepchnął blondyna na bok.
-         100 % niekochanyyy – zawył Seba. Podeszłam do niego i poklepałam go w głowę, do której ledwo sięgałam na szpilkach XD
-         Zmalej!
-         Urośnij! – zawołał Sebastianek i zaczęliśmy się śmiać.
-         No to melanż!
      -    Melanż, panowie!

~***~
Pewnie usłyszę : OMG? Co to takie tragiczne?! 
Ale nie mogłam nic lepszego napisać XD
Co jedno słowo przystawałam xD
Ale coś wyszło ;)
Mam nadzieję, że się spodoba :)
A DALEJ PISZE WASZA NIEOCENIONA VIOLA <3

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 3

~ Viola ~ * Tydzień później *
          Szłam do umówionego przeze mnie i Agę miejsca. Szczerze? Nieco bałam się tego spotkania. Racja, niby jesteśmy siostrami i w ogóle, ale nie mam co do tego pewności. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek ją widziałam. Dobra Viola, spokojnie, będzie dobrze.
          W końcu doszłam do małej kawiarenki na rogu jednej z ulic. Poprawiłam swoją koszulę, podciągnęłam nieco rurki i pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia. Nie było ono szczególnie ładne. W sumie, było przeciętne. Rozejrzałam się po wnętrzu, jednak nie dojrzałam żadnej dziewczyny, która wyglądałaby, jakby była w moim wieku. Jedynie jakieś starsze kobiety i facetów, z którymi raczej wolałabym nie mieć do czynienia.
          Wolnym krokiem podeszłam do jednego z wolnych stolików. Odsunęłam krzesełko i usiadłam. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i napisałam do Wojtka. Nie chciałam tam siedzieć bezczynnie, a on zawsze poprawia mi humor, nawet jeśli tylko ze sobą piszemy. Włosy, które zazwyczaj opadały na moje ramiona, teraz związane były w kitkę. Nie chciało mi się dzisiaj z nimi bawić, więc na szybko je związałam. Tak to jest, jak się budzi godzinę przed umówionym spotkaniem, a jest się jedną z mniej zorganizowanych osób. Ziewnęłam. Jakoś nie chciało mi się czekać na Agnes. Daję jej pięć minut i wychodzę.
          Nagle do kawiarni wpadła zasapana dziewczyna. Nie powiem, ale ubrana była o wiele lepiej ode mnie. Kremowa bluzka, miętowe rurki i balerinki, a do tego torebka. No to teraz będę wyglądała jak niechluj. Dziewczyna nerwowo rozglądała się po pomieszczeniu, jakby kogoś szukała. Nagle jej wzrok zatrzymał się na mnie, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. W tej chwili zrozumiałam, kim ona jest. To była moja domniemana siostra, Aga.
          Nie powiem, ale jest do mnie podobna. Włosy miała trochę jaśniejsze, jednak rysy twarzy, nos, usta były niemalże identyczne jak moje. Poprawiła włosy i podeszła do mnie. Z grzeczności postanowiłam wstać.
          - Agnes. - uśmiechnęła się szeroko i podała mi rękę.
          - Viola. - rzekłam i uścisnęłam jej dłoń. - Miło mi Cię poznać. - dodałam, nie wiedząc zbytnio, jak zacząć naszą rozmowę, po czym obie usiadłyśmy.
          - Masz na coś ochotę? - spytała dość miłym głosem i wzięła do ręki menu. - Pozwolisz, że ja zapłacę.
          - Nie, nie mam na nic ochoty. - stwierdziłam.
          - No dobra, przepraszam, można prosić dwa razy Cappuccino? - spytała kelnerki, chodzącej od stołu do stołu. Ta kiwnęła głową i poszła do baru. - Napijesz się ze mną Cappuccino, siostro. - puściła jej oczko.
          - Mówiłam, że nic nie chcę. - wręcz wysyczałam przez zęby. - Ale bardzo chętnie się napiję. - dodałam szybko. - No, to może mi wyjaśnisz, co tu się do jasnej cholery dzieje? - spytałam najgrzeczniej jak mogłam, choć wątpię, że wyszło to tak, jak chciałam.
          - Wiedziałam, że w końcu o to spytasz, jednak nie podejrzewałam, że tak szybko. - zaśmiała się. - Wiesz, przez przypadek się tego dowiedziałam. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia na jakimś tam spotkaniu rodzinnym chyba mój ojciec powiedział coś, czego nie powinien, a matka spojrzała na niego tak, jakby chciała go zabić. Dało mi to do myślenia. Zaczęłam studiować drzewo genealogiczne mojej rodziny. Niby wszystko wyglądało dobrze, lecz pewnego dnia przeglądając zdjęcia znalazłam papiery adopcyjne. Prawdopodobnie u Ciebie jest dokładnie tak samo. Jakimś cudem udało mi się włamać na stronę tego domu dziecka i wykraść cenne dane. Okazało się, że dzieci pod tym samym nazwiskiem było dwoje. Dwie dziewczynki. Ale to mi nie wystarczyło. Szukałam dalej, aż znalazłam szpital, w którym się urodziłyśmy. Udało mi się zdobyć akty urodzenia. A potem formalnością już było znalezienie Ciebie. - powiedziała, a w tym samym momencie do naszego stolika podeszła kelnerka z dwoma Cappuccino. - O, dziękuję.
          - Innymi słowy, wykradłaś cenne dane z państwowych komputerów, by dowiedzieć się prawdy? - spytałam bardzo cicho.
          - No i mam kolejną niespodziankę. My nie jesteśmy z Polski. - na jej twarzy pojawił się uśmiech.
          - Co?! - krzyknęłam, a wszyscy ludzie odwrócili się w naszą stronę. - Jakim cudem? - dodałam już szeptem. - Przecież to niemożliwe! W dodatku nie możliwe jest to, że żyjemy w tym samym, kraju w tym samym mieście i kurwa nie wiedziałyśmy o swoim istnieniu...
          - Wiesz, jak dla mnie to też jest trochę dziwne, ale wyjaśnimy to z Twoimi i moimi rodzicami trochę później.- upiła łyk napoju.
          - Boże, dlaczego to muszę być kurwa mać ja? - zaklęłam pod nosem. - Nic takiego w życiu nie zrobiłam. Byłam mało wyrodnym dzieckiem, a zostałam adoptowana... No, ja pierdolę. - pokręciłam przecząco głową. - Dobra, mniejsza. Powiedz mi, skąd jesteśmy, jak miałyśmy na nazwisko i jakie nosiłyśmy imiona.
          - Często gadasz sama ze sobą?
          - Zdarza się. - zaśmiałam się. - No, ale wracając do rozmowy. Powiesz mi?
          - No jasne. Imiona miałyśmy takie same jak teraz, one się nie zmieniły. Pochodzimy z Anglii, a dokładnie z Wolverhampton. A nasze nazwisko brzmiało Payne.
          - CO KURWA?! - wydarłam się na całą kawiarenkę i wstałam. Na mojej twarzy malowało się nie tylko zdziwienie, co również przerażenie. Niemożliwe... Usiadłam z powrotem na miejsce. - Nie pierdol, że jesteśmy siostrami Liama Payne'a z One Direction?
          - Kogo? - spytała z dziwnym wyrazem twarzy.
          - Jak to kogo? Nie wiesz, kim on jest?
          - Nie miałam przyjemności go poznać... - wzruszyła ramionami.
          - Dziewczyno, na jakiej planecie ty żyjesz? Wiesz, po Tobie bym się bardziej spodziewała, że znasz ten zespół niż po mnie... Dobra, mniejsza z tym. One Direction to brytyjsko-irlandzki zespół, w którego skład wchodzą Harry Styles, Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik i Louis Tomlinson. Każdy z nich poszedł do X-Factora, jednak nie mieli szans, żeby przejść dalej w pojedynkę, więc Simon Cowell połączył ich w jeden zespół. Od 2010 roku są połączeni w jedność zwaną One Direction. - powiedziałam na jednym wdechu.
          - Czyli twierdzisz, że możemy być siostrami tego tam Liama? - spytała.
          - On też jest z Wolverhampton i ma na nazwisko Payne, więc jest to strasznie prawdopodobne. - rzekłam.
          - Ciekawa jestem, czy on wie o naszym istnieniu?
          - Wszystko jest możliwe. - wzruszyłam ramionami. - Ja pierdolę, to co robimy?
          - Musimy iść do naszych rodziców i z nimi wszystko wyjaśnić. - powiedziała, popijając swoje Cappuccino.
          - A nie lepiej spotkać się z nimi w jednym miejscu, niż chodzić do każdego z osobna? Tak będzie łatwiej...
          - W sumie masz rację. - na jej twarzy ponownie tego dnia zagościł szeroki uśmiech.
          - Wytłumacz mi jedno. Jak to jest, że Ty się cały czas do mnie uśmiechasz? - spytałam.
          - A co, nie mogę? - wypięła mi język. - Po prostu się cieszę, że mam siostrę! Boże, wiesz, jakie to ekscytujące dowiedzieć się, że ma się bliźniaczkę? - spytała z wyraźnym entuzjazmem.
          - Uwierz mi, że wiem. - uśmiechnęłam się do niej najładniej jak mogłam. - Niesamowite, tylko tyle mogę powiedzieć. To jest całkowicie nielogiczne. - zaśmiałam się. - A najdziwniejsze jest to, że myśmy się nie powinny nawet spotkać, bo prawdopodobieństwo tego, że tu jesteśmy jest równe zeru. A jednak...
          - MAGIA! - krzyknęła moja towarzyszka.
          - Istna magia... - stwierdziłam.
~*~
          - Mamo? - powiedziałam do telefonu.
          - Co się stało, Violu? - spytała z tą swoją niebywałą grzecznością.
          - Możecie przyjść z tatą do tej kawiarni na rogu Jana Pawła II?
          - Ale po co?
          - Mam do Was pewną sprawę. Spokojnie, to nic takiego. Po prostu musimy poważnie porozmawiać na temat... eee... Wakacji... - powiedziałam szybko.
          - No dobrze, będziemy tam za pół godziny.
          - Do zobaczenia. - powiedziałam i się rozłączyłam.
          Wróciłam do środka kawiarni i podeszłam do naszego stolika. Wyszłam tylko dlatego, żeby nie przeszkadzać Adze w rozmowie. Usiadłam i spojrzałam na towarzyszkę, która kończyła właśnie rozmowę.
          - No i załatwione. - stwierdziła.
          - Moi rodzice będą za pół godziny. - powiedziałyśmy w tej samej chwili, po czym wybuchłyśmy szczerym śmiechem.
          - Nawet oni się ze sobą zgadzają. - rzekłam, uspokajając niekontrolowany napad głupawki.
          - No a jakże by inaczej?
~*~
           Wiem, wyjaśnianie wszystkiego z rodzicami tak od razu nie jest najlepszym pomysłem, ale co nam innego pozostało w świetle wszystkich wydarzeń? Nie dość, że zostałam adoptowana i mi o tym nie powiedziano, to jeszcze moim rodzonym bratem może być TEN Liam Payne z One Direction! No przecież to jest paranoja. Normalny człowiek na moim miejscu postąpiłby zupełnie inaczej, ale ja, to ja i inni nie mają nic do gadania. Mnie się nie da przekonać do swoich racji.
          - Cholera, gdzie oni są?! Długo można na nich czekać?! - niemalże wykrzyczała Agnes, pijąc drugą z rzędu kawę, którą zamówiła po Cappuccino.
          - Laska, ogranicz spożywanie cukru i kofeiny, bo to Ci wyraźnie szkodzi.
          - No okey. - odłożyła kubek z stolik, po czym spojrzała za okno. - Ale ile można iść do jednej, małej kawiarni?! - złapała się za głowę.
          - Spokojnie, patrz. Wchodzą. - pokazałam głową w kierunku czwórki roześmianych ludzi, zmierzających ku nam. - To oni się znają? - zrobiłam pytającą minę i spojrzałam na siostrę.
          - Widocznie tak... - spoważniała i wyprostowała się.
          Kiedy nasi rodzice spojrzeli na nas, ich miny zrzedły. W ich oczach widać było strach i przerażenie. Jak milusio się zapowiada. Super. Ciekawe, co mają na swoją obronę i wyjaśnienie. Założyłam ręce na siebie, patrząc na twarz "mojej" matki, która usilnie starała się uciec wzrokiem. Prychnęłam z pogardą. Aga widocznie też nie miała zamiaru się odezwać. Wbiłam paznokcie w ramiona, żeby choć trochę uspokoić emocje, które targały mną od środka i usilnie starały się ujrzeć światło dzienne. Jedyne, co mnie w tej chwili martwiło to, to, żeby nie podrzeć koszuli, bo była strasznie droga. Starsi wzięli krzesła i usiedli obok nas. Ojciec patrzył za okno, wgapiając swój wzrok w BMW stojące przed kawiarenką, a matka. Phi! Zachowywała się tak, jakby nie była sobą, tylko kimś innym.
          - Dobra, dłużej tak nie mogę! - krzyknęłam. - Powiecie mi, o co tu do jasnej cholery?! I czemu nikt mi nie wspomniał o tym, że jestem adoptowana?!
          Normalna dziewczyna miałaby w oczach szklanki, zaczęłaby płakać, ale mnie roznosił gniew i, słowo daję, gdyby nie inni ludzie zaczęłabym rozwalać wszystko, co znalazłoby się na mojej drodze.
          - Córeczko, to nie tak, jak myślisz... - powiedział ojciec, który usilnie starał się na mnie nie patrzeć. Idiota.
          - Nie tak, jak myślę?! No jasne, bo przecież jestem najgłupszą istotą na świecie i po chuj mi mówić takie rzeczy! Nie muszę wiedzieć o tym, że zostałam adoptowana i nikt mnie nie raczył o tym poinformować! Długo to jeszcze miało trwać?! Miesiąc?! Dwa?! Może kilka lat?! Hmmm! - nie potrafiłam opanować emocji, które targały całą mną w tej chwili.
          - Ja również chętnie się tego dowiem. - powiedziała Agnes i poklepała mnie po ramieniu, dając mi znak, żebym nieco się uspokoiła.
          Zapadła niepokojąca cisza. Phi! No jasne, teraz kurwa nie potrafią znaleźć na nic odpowiedzi. Cud, że nie zwrócili mi uwagi na przekleństwo użyte w rozmowie z nimi. Moje palce coraz bardziej zaciskały się na ramionach, a paznokcie zostawiały na nich ślady małych półksiężycy.
          - Myśleliście, że się w końcu nie dowiemy? - spytała moja siostra. - Nie jesteśmy takie głupie, na jakie wyglądamy, sorry. Chciałyśmy się tylko czegoś dowiedzieć. Dlaczego do jasnej cholery nikt nam o tym nie powiedział?!


~*~
          Tadam! Mamy już trójeczkę, jej! *skacze po pokoju, wiwatując i tańcząc PORNO DANCE MALIKA* Serious, nie wiedziałam, że tak szybko wszystko pójdzie. Zostawiam Was ze swego rodzaju niedosytem, gdyż nie tylko ja będę się wysilać, ale Agnes też. *pociera rękoma i śmieje się szatańsko* Nie mam jednak pewności, kiedy ona doda swój rozdział, gdyż ma problemy z netem. ;< Biedna. *wyciera nieistniejącą łzę z oka* Dobra, mniejsza. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że się jeszcze rozkręcicie i będziecie dodawać ich coraz więcej. ;* 
          @capitan_horan <--- mój Twitter
          @AgnezPL <--- Twitter Agi, którego prawie w ogóle nie używa xD 
          Do następnej notki. ;* Bye. xoxo

czwartek, 18 października 2012

Rozdział 2

~Aga~
Nie ma to, jak zostać obudzoną gromkim okrzykiem ojca :
-         Wstawaj!!!
-         Już... – zdołałam wychrypieć. Oczy nadal miałam zamknięte i nijak nie mogłam powstać. Siła przyciągania łóżka jest rankiem o wiele większa niż w inne pory dnia.
-         Obudź się, idziesz do szkoły!
-         Miło, że mi przypominasz... – jęknęłam i musiałam wstać. Z tatą nie ma żartów. Co innego z mamą – ona mówi : „Kochanie, budź się powoli” a potem odchodzi i mogę w swoim czasie powstać. A potem to jest dzika gonitwa – mycie się, ubieranie, jedzenie w pośpiechu i lot na autobus. Lot, bo to biegiem nie można nazwać.
-         Obowiązki czekają, młoda panno! – rzekł ojciec, widząc, że usiadłam na łóżku i wsunęłam stopy w kapcie. Wyszedł z pokoju, zamykając starannie drzwi. Mama była już w pracy i do obowiązków ojca rankiem było budzenie mnie. Później ich już nie obchodziłam, byle bym dotarła do szkoły i nie wagarowała. Westchnęłam i dmuchnęłam w opadającą na oczy grzywkę.
-         I następny dzień męczarni w budzie... – westchnęłam cicho
~*~
O dziwo – uwinęłam się w określonej godzinie! To cud nad cudy :3 Kiedy wbiłam do pokoju po plecak, z radia popłynęła piosenka : „Mesajah – Jest ładna i cwana” xD Uśmiechnęłam się lekko i wyłączyłam ją. Już powoli wracał mój optymizm. Dzisiaj tylko 6 lekcji, wytrzyma się! :) Pożegnałam się z kotem, bo on zawsze mnie żegnał i witał, gdy wracałam do domu. Rodzice mi go kupili, żebym nie czuła się samotna, kiedy ich nie ma. A kot to tylko leniwy spaślak, który tylko leżałby na kanapie i podrywał się na słowo „Jedzenie!” Ale nie można odmówić mu uroku ;) Przy drzwiach ocierał się o moje nogi i miauczał, jakby mówiąc, żebym nie zostawiała go samego. Poklepałam go po główce i zamknęłam za sobą drzwi. Kot jeszcze trochę pomiauczał, ale potem wrócił na swoje miejsce na kanapie, wyczekując mojego powrotu. Przy furtce założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać : „Linkin Park – Numb” Nie lubiłam chodzić do szkoły w ciszy, która była strasznie deprymująca. Ułożyłam kroki w rytm muzyki i mogłam już dążyć przed siebie, bo miałam jeszcze kawałeczek do szkoły. Nagle przede mną wyrosła dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Szła przed siebie, również z słuchawkami w uszach, mocno zatopiona w swoich myślach. Czasami widziałam ją w szkole z grupką chłopaków, ale nie znałam nawet jej imienia. Włączyłam radio i popłynęła jakaś piosenka boysbandu. Jakoś nie przepadam za takim czymś, ale mogłam posłuchać. W sumie była spoko. „I wanna stay up all night...” Kurde, aż się chciało potańczyć i pośpiewać XD Nie wiem, może zaczęłam nucić, ale to nie ważne. Byłam już pod szkołą, gdzie grasowała banda chłopaków. Śmiali się i palili. Przystanęłam na chwilkę, pod pretekstem wyjęcia słuchawek z uszu i wepchnięcia ich do plecaka. Dziewczyna, która szła przede mną, wpadła chłopakom w objęcia. Zaczęli śmiać się i żartować. Uśmiechnęłam się i weszłam do szkoły. U mnie w paczce jest trochę kłótni, a tamci wydają się tacy przyjaźni i wyglądają na takich best friends forever, którzy nigdy się nie kłócą i nie opuszczą aż to śmierci XD Wbiłam do mojej jakże kochanej klasy. Od progu powitała mnie 3 moich przyjaciół – Dominik, Mati i Seba.
-         Elo kumple! – uśmiechnęłam się i przybiłam im żółwika. Jedyni normalni... No normalnymi to ich nie można nazwać, ale to jedyni ludzie, którzy są spoko ;) W mojej klasie są same lalunie i szpanerzy... Tylko ta trójka jest spoko :D
-         Siemka, Aga! – zawołali każdy po kolei xd
-         Jakie dzisiaj plany? – zapytał Mati, który miał na myśli jakąś imprezę z dużą ilością zioła XD
-         Przetrwać ten wredny dzień i pójść na jakiś melanż? Moich rodziców nie ma chyba do późnej nocy – uśmiechnęłam się, a Mateusz zrobił minę zadowolonego ćpuna xd
-         Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz! – zawołał i przytulił mnie tak, że się omal nie udusiłam xd
-         A nas to już nie przytulisz! -,- - Seba zrobił minę typu „foszen” XD On ma kilka takich min, więc musiałam jakoś je nazwać xd
-         No to chodźcie kurde! Zamiast się dołączyć to ten kwiczy! – zawołałam i przytuliłam pozostałą dwójkę. Z tyłu plastiki zaczęły się śmiać jak zarzynane świnki. Bez obrazy dla tych świnek... -,- Po chwili usłyszeliśmy przeraźliwy huk i wszystkie światła zgasły O.o
-         Mamo! Pomóż mi!!! Ciemno!!! – Domin zaczął biegać po całej sali, wywracając przy tym krzesła i stoliki xd
-         Opanuj się, ty dziecko buszu! – fuknął Sebastianek.
-         Ale... Ciemno – westchnął Dominik a potem położył się na ziemi, udając zabitego xd Do sali weszła dyrka.
-         Niestety, główny generator prądu wysiadł. Zanim przyjdą tu elektrycy, minie koniec świata, a po ciemku nie będziemy lekcji prowadzić... – powiedziała z udawanym smutkiem. Wiedziałam, że sama chciała iść na melanż i tłumaczyć się kuratorium tym, że prądu nie było XD Matiemu, Dominowi i Sebie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać!  Wybiegli z sali, niemal tratując biedną staruszkę xd Przecisnęłam się bokiem i pobiegłam za tymi dzikimi bydlakami xd Ze szkoły wypływały fale uczniów, wiwatując. Pewnie któryś z nich popsuł ten generator, za co byłam im niezmiernie wdzięczna ^^
-         Nie wierzę! Wolne cały dzień! Yea Beybe! – wrzasnął Mati, tańcząc taniec pt : „Nie wierzę w moje szczęście!” xd
-         Chodź, bo nam melanż ucieknie, boys! – zawołałam, a na słowo „melanż” wszyscy zaczęli intensywnie nasłuchiwać xd
-         U kogo??? – Pan Seba już od razu zaczął planować.
-         U mnie! Bierzemy flaszki, a ty, Mati, weź te swoje papierosy i zioło jak tak chcesz...
-         No nareszcie! Jupi! – chłopak zaczął się cieszyć i tańczyć. Ten to by tylko żył o tych dwóch używkach. U mnie w domu nie pozwalałam mu z nich korzystać, żeby rodzice się nie skapnęli, ale dzisiaj był wyjątkowy dzień i zdążymy wywietrzyć przed tą którąś nad ranem xd
-         To my lecimy po piwka i coś mocniejszego, a ty uzupełnij zapasy – powiedziałam do wiwatującego Matiego. Ten skinął „uprzejmie” głową i zapalił papierosa, idąc nonszalancko ku sklepom z jego ulubieńcami xd Mati i Seba zostali na tym samym roku ze mną i Dominem, dlatego to oni kupowali nam piwo itd. Miło mieć takich, jakże wspaniałych, kolegów ^^ xd
-         Ja tam dzisiaj nie poprzestanę na jednym piwku... Trzeba ten koniec szkoły dzisiejszy jakoś oblać! – uśmiechnął się Sebastianek i wpadł do monopolowego z prędkością światła. A wrócił jeszcze szybciej O.o
-         Ktoś tu się nie może doczekać picia... – westchnął Dominik. Seba wyglądał jak pies, któremu było sucho w gębie XD
-         No właśnie... Więc zacznę od teraz! – otworzył pierwsze piwo i wzniósł toast za zepsuty generator. Wypił duszkiem.
~*~
Po chwili Mati dołączył do nas z uzupełnionymi zapasami. Tylko jego to kręciło, my raczej trzymaliśmy się z daleka. Ja raz spróbowałam jego zioła i mówię wprost : co oni do tego wpychają?! Obudziłam się po 2 dniach i miałam taki mętlik w głowie, że nie mogłam przypomnieć sobie, jak się nazywam -,- Więc mówię – nie, dzięki. Może Mati chce w ten sposób zapomnieć o tym, co się u niego dzieje, bo to nie jest zbyt kolorowe. Mama pije i nie pracuje, jego ojciec mieszka z młodszą panną, a Mati musi zapewniać wyżywienie 9 letniemu bratu... My staramy się go wspierać, bo wyraźnie widać, jak mu ciężko, ale nie zawsze nam to się udaje... Dlatego staramy się mu nie przeciwstawiać jak idzie zapalić. Aż mi się smutno robi, jak o tym myślę... Potrząsnęłam głową i spojrzałam po chłopakach. Czekali na mój ruch.
-         To... Idziemy? – uśmiechnęłam się krzepiąco, a oni pokiwali głowami i ruszyliśmy ku mojemu gmachowi XD
~*~
Od wejścia powitał nas mój kotek, dziwiąc się, że tak wcześnie wróciłam. Jednocześnie był uradowany, bo dostanie wcześniej jeść i nie będzie samotny xd
-         Joint! Jak cię miło widzieć, staruchu! – uśmiechnął się Mati i pogłaskał biednego kotka xd Mateusz ochrzcił go tak, zaraz jak dostałam tego kocura. Wersja dla mamy i taty : „To Puszek! :)”, wersja, panująca wśród przyjaciół : „Joincik! <3” xd Przy mamie i tacie muszę się pilnować, żeby go tak nie nazwać XD
-         Zaczynamy ranną popijawę? – spytał Seba.
-         Już ci sucho w gębie, pijaczyno? – westchnął Dominik. Sebastian zakwiczał XD
-         To chyba znaczy tak... – westchnęłam i przewróciłam oczami. Otworzyłam szafkę i rzuciłam kieliszkiem w Sebę, który złapał go bezbłędnie.
-         Ratujesz mi życie, dziewczyno! – zawołał i otworzył wódkę, która dzisiaj będzie lała się litrami xd
-         Co? Tak bez muzyki?! – krzyknął Domin i jebnął w stereo xd Popłynęła nuta : „Flo Rida – Whistle” Mateusz zaczął gwizdać xd
-         Ja to bym pograł na PlayStation... – westchnął nasz ekspert od gier – Dominiczek xd
-         No to graj człowieku, kto ci broni? xd
-         Mamusia i Tatuś... – powiedział, a Seba tak się zaczął śmiać, że omal nie wylał całej wódki na siebie xd
-         Starość nie radość... Nawet porządnie butelki utrzymać nie potrafi... – westchnął Mati, zapalając „nieszkodliwego” papierosa. Seba zrobił minę typu „fochen” xd
-         Aż taki stary to ja nie jestem!
-         Jesteś i koniec tematu! – zawołałam i wyrwałam Sebie flaszkę, nalewając sobie ciut.
-         Ooo Aga pije! Zróbmy zdjęcie i naklejmy na lodówkę! – wrzasnął Mati, wyciągając komórkę xd
-         Opanuj się, palaczu ty ty ty! xd
-         Sama się opanuj, pijaczyno ty ty ty! xd – Mati umie tylko po mnie powtarzać ;p
-         Jak stare małżeństwo! – zawyrokował Domin, nie odrywając oczu od PlayStation.
-         Kto tu jest starym małżeństwem?! – zawołałam i huknęłam go poduszką w głowę tak, że wypuścił pada z rąk xd
-         Eyyy!!! Przegrałem przez ciebie! – zawył Dominiczek.
-         Zaraz przegrasz coś więcej niż grę! – krzyknęłam, a Seba znowu się zaczął śmiać xd
-         Nawet nie wiesz, jak to zabrzmiało! – zaśmiał się Mati, dławiąc się dymem przez chwilę.
-         Dzięki – rzuciłam kwaśno.
-         No już, odpręż się – powiedział totalnie wyluzowany Sebastian, nalewając mi wódki do kieliszka, który dalej trzymałam w dłoni.
-         Dziękuję panu – rzuciłam i duszkiem wypiłam napój, który zaczął mnie parzyć w gardło.
-         I widzisz, świat jest piękniejszy – powiedział Mati smutno i wyszedł na mój taras, żeby zaznać chwilkę samotności. Na chwilkę nastała cisza, którą przerwał dźwięk z gry Domina : „Game Over”
~*~
Była późna noc. Sebastian leżał już najebany na kanapie... Biedny Joint, nie miał gdzie spać, chyba że na bezwładnym cielsku Sebcia... Mati wypalił paczkę papierosów i trochę zioła i leżał pod ścianą, gadając coś o kaczuszkach O_o Dominik zamówił pizze. 3 z nich zjadł sam a 1 była dla mnie, Matiego i Seby -,- Seba za bardzo się uchlał, więc wzięłam pizzę z Matim na pół. No... Dopóki Mateuszek nie padł w kącie. Mam nadzieję, że zdążę ich dobudzić przed rodzicami... Co się oszukuję, i tak się nie obudzą XD A jutro szkoła, jeśli naprawią ten generator... Westchnęłam. Dominik jeszcze pykał trochę na PlayStation, ale żeby tak bardzo kontaktować to nie. Westchnęłam i poszłam po jakieś koce dla kolegów. Rzuciłam im po kocu i poduszce. Dopiero po chwili się zorientowałam, że Dominik już zasnął... :/ Nie ma to jak najebani koledzy... No nic. Wzięłam dla siebie kocyk i poduszkę i położyłam się na fotelu. Mam nadzieję, że rodzice nie wrócą przed rankiem...
♥♥♥
No żesz kurde!
Nareszcie to napisałam! Po tylu latach męczarni xd
Poza tym jedna osoba mnie pod presją trzymała O_O
„Ciekawi mnie styl pisania Agnes”
A ja od razu : Boże, chyba mnie nie polubią :< Bo Viola jest najlepsza ogólnie xd
Nie guzdrze się tak jak Aga XD Czyli ja :D
Ale to nie moja wina, to wina szkoły...
Ona mi wyobraźnie zabiera : ( I dzisiaj to ogólnie mam test z fizyki...
Kibicujcie mi, proszę ^^ xD
Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój styl pisania, wiem, że nie jestem taka zajebista jak Viola, ale długo tu jeszcze pobędę ^^ :3
Miłego czytania i komentowania <3
~Aga :3