wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 6


~Aga~
Wróciłam do domu. Musiałam tylko się przebrać, zabrać walizki i wbić do samolotu, by odlecieć ze swoją siostrą w nieznane. Co nas tam czeka? Czy znajdziemy rodzinę? Nie wiem... Nie wiem, co będzie jutro, nie wiem co będzie za tydzień, miesiąc, rok... Nie chcę zostawiać przyjaciół... Sebastian, Mati i Dominik straszne dużo dla mnie znaczą... Są jak bracia, tylko jeszcze bardziej... A koledzy Violi? Oni także stają się moimi przyjaciółmi. Są tacy wyjebiści w kosmos, że bardziej się nie może! I ich musimy zostawić dla jakiegoś ulotnego marzenia? Usiadłam na moje łóżko, w którym miałam już nie spać przez kilka miesięcy. Wtuliłam twarz w poduszkę i westchnęłam. Miałam ochotę płakać, ale duże dziewczynki nie mogą sobie na to pozwolić... Wbiłam więc do łazienki, przebrałam się i zeszłam na dół, uprzednio żegnając się z pokojem i wszystkimi rzeczami, które pozostawiam. W kuchni czekała mama z tatą. Musiałam jeszcze z nimi się pożegnać... Mimo tego, że nie są moimi biologicznymi rodzicami i tak bardzo ich kochałam. Byli ze mną od kiedy pamiętam i kocham ich bardziej niż tych, którzy porzucili mnie dawno temu...
-         Mamo... Tato... – w moich oczach pojawiły się łzy. Jakby chłopcy to zobaczyli to bym życia nie miała!
-         Nie płacz, córeczko... To przecież twoje marzenie – tato uśmiechnął się smutno.
-         Kochamy cię i będziemy strasznie tęsknić... – szepnęła mama i przytuliła mnie mocno. Kij w tusz! Będę wyglądała jak maszkara. Zaczęłam płakać jak jakieś dziecko kurde...
-         Nie płacz, kochanie! To tylko na lato! – uspokajali mi rodzice.
-         Wiem, ale i tak mi smutno – posłałam im słaby uśmiech i otarłam łzy. Mam nadzieję, że tusz nie rozmazał się aż tak bardzo.
-         Będziemy tęsknić... – szepnęła mama, biorąc mnie za rękę.
-         Ja też... – powiedziałam, przełykając łzy. Usłyszałam klakson taksówki, która miała zawieźć mnie i Violę na lotnisko. Dlaczego tak szybko?!
-         No już leć! – uśmiechnął się ojciec.
-         Kocham was – powiedziałam i dałam im po buziaku.
-         My ciebie też, kochanie! Szerokiej drogi – uśmiechnęli się rodzice, wypuszczając mnie z domu. Szofer wsadził moje walizki do bagażnika, a ja wsiadłam do samochodu. Za chwilę mieliśmy podjechać po Violę. Pomachałam do rodziców, stojących na progu i uśmiechnęłam się. Następnie drzwi się zatrzasnęły i pojechaliśmy po moją siostrę. W końcu trzeba zacząć naszą przygodę : )
~*~
Podjechaliśmy pod dom Violi. Wyszłam specjalnie po to, żeby po nią iść. Zapukałam do drzwi. Zza nich usłyszałam skomlenie siostry.
-         Co? Już? – jej głos był smutny, ale nie płakała. Otworzyła mi i uśmiechnęła się smutno.
-         Tak, już musimy iść – odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam ją lekko. Jej rodzice i bracia wychylili się z salonu.
-         To już? – spytała jej mama.
-         Tak, lot jest za 2 godziny, ale musimy być wcześniej – wyjaśniłam im.
-         Oh... Dobrze... – westchnęła mama Violi. Viola podbiegła do niej i przytuliła się do niej mocno. Jej ojciec objął je obie.
-         Będziemy za tobą tęsknić, słońce. Kochamy cię – szepnęła jej mama, gładząc ją po policzku.
-         Ja też... I też was kocham... – powiedziała smutno, jeszcze raz ich przytulając. Zwiesiłam głowę. Pożegnania są takie złe... A myśląc o tym, że rano nie pójdę rozrabiać z chłopakami robiło mi się ciężko na sercu... Będę tęsknić za tymi idiotami jak nigdy dotąd...
-         Z braćmi też się pożegnaj. Nie okazują tego, ale bardzo cię kochają! – rzekł ojciec Violi. Ciężko mu było puszczać swoją jedyną córkę w świat. Viola westchnęła i zaczęła przytulać swoich braci.
-         Zachowywać się, idioci, kiedy mnie nie będzie, zrozumiano? – powiedziała poważnie.
-         Tsaaa... Ja biorę jej kompa!
-         A ja pokój!!! – i po braciach nie było już śladu.
-         Mili są, nie? – uśmiechnęła się brunetka, czym zmusiła mnie do lekkiego uśmiechu.
-         Bardzo : ) – powiedziałam lekko.
-         Więc... Chyba idziemy? – spytała.
-         Chyba tak... – westchnęłam. Viola pocałowała rodziców na pożegnanie i wyszła razem ze mną z mieszkania. Jej rodzice jeszcze nam machali, jak wchodziłyśmy do taksówki. Ciekawe, czy spełnimy nasze marzenia, czy to tylko strata czasu?
~*~
W końcu dojechałyśmy na lotnisko. Viola rzuciła taksówkarzowi kilka monet, a ten odjechał, życząc nam miłej podróży. Uśmiechnęłyśmy się na pożegnanie i ruszyliśmy w stronę naszego lotu. Teraz zacznie się nasza wielka przygoda : ) Wbiłyśmy do samolotu i zajęłyśmy miejsca. Podekscytowane zaczęłyśmy rozmawiać o tym, co nas czeka. Ale tego nie wiedział nikt. Samolot wzbił się w przestworza, ku naszemu przeznaczeniu.

~Sebastian~
-         Nie można zjebać tej misji, panowie!!! – zawołałem. Wolałem wypełniać tą misję z Dominem i Matim, ale koledzy Violi „koniecznie” musieli wbić na party... xd
-         Ta co ty, takiej misji nie da się zjebać! – zawołał jeden z nich, chyba Wojtek. Kurde, nie potrafię ich zapamiętać! Więcej ich mama nie miała?! xd
-         Pamiętajcie, macie być cicho, bo zjebiemy na pełnej linii! – powiedział Dominik, wychylając się zza rogu, by spatrolować teren.
-         Czysto – powiedział i przemknęliśmy jakże niezauważeni do następnego kąta. Jakby 10 chłopaków mogło być niezauważonych... Kurde, jak nam się nie uda to się pójdę powiesić.
-         OK. Drzwi pilnuje jakaś paniusia. Ja się nią zajmę – uśmiechnął się nonszalancko Tomek. Jego akurat zapamiętałem bardzo dobrze. Podzielił się ostatnią wódą, to jest przyjaciel! XD Tomek wyszedł zza rogu i podszedł do paniusi.
-         Przepraszam, może mi pani pokazać, z którego toru odlatuje lot nr.5 do Londynu? – spytał przyjaźnie, próbując oczarować paniusię. Nie mogła mieć więcej niż 20, 25 lat. Platynowa solarka. Poradzimy sobie.
-         Jasne, proszę pana – uśmiechnęła się „skromnie” i podeszła do okna, objaśniając Tomkowi, gdzie stoi lot dziewczyn. Drzwi były wolne! To stado bawołów rzuciło się do nich jak huragan! Mati kopniakiem otworzył drzwi i zaczęliśmy biec jak dzikie bizony przez kolejne pasy.
-         Stać! Nie możecie tam wejść!!! – babka zaczęła wszczynać alarm. Tomek musiał jakoś stamtąd uciec niezauważony. Inaczej nasze plany pójdą się ... kopulować... XD Mam nadzieję, że chłopak  szybko nas dogoni. Zostało mało czasu! Samolot prawie odlatywał. Na nasze szczęście bagażnik był jeszcze otwarty. Okazało się, że do Londynu ktoś przemycał tygrysa i dwa konie O.o Ale to już nie nasza sprawa. Każdy z nas gdzieś się schował. Ja wybrałem wygodne miejsce za ogromnym bagażem. Mati przycupnął gdzieś obok mnie. Reszta dzieciarni zaczęła drażnić „kotka”.
-         Debile! Siadajcie, bo nas odkryją!!! – krzyknąłem najciszej jak mogłem. „Kotek” warknął, a dzieci przestraszyły się kocurka i pouciekały w różne kąty. Tomek w końcu przybiegł, cały zdyszany.
-         Uff... Ledwo ich zgubiłem... Było ciężko. Paniusia goniła mnie przez pół sali, a ochroniarzy zgubiłem gdzieś koło lotu do Tokio... – westchnął i uśmiechnął się, odgarniając włosy z czoła.
-         Jesteś boski, wiesz? – uśmiechnął się Maciek, a Tomek popatrzył na niego, jak na geja.
-         Człowieku, jestem hetero wiesz?! – zawołał, robiąc dziwną minę. Chłopcy zaczęli się przepychać, wykrzykując różne hasła o seksualności... Jakbym widział siebie i Matiego! :D Nagle usłyszałem kroki.
-         FUCK! Szybko, chować się!!! – wrzasnął Maciek i wszyscy popadali po kątach, chowając się za bagażami, w bagażach i w różnych innych zakątkach. Klapa się otworzyła i wszedł ochroniarz O.O Ja i Mateusz wstrzymaliśmy oddech, kiedy przechodził koło nas. Na szczęście nikogo nie zauważył i wyszedł, zamykając klapę i dając sygnał do odlotu.
-         YES! Udało się, biczys! – wrzasnął Michał, tańcząc Gangnam Style i drąc się w rytm piosenki.
-         Morda! Jeszcze nie odlecieliśmy! – zawołał Krzysiek i złapał Michała za nogę, w wyniku czego chłopak glebnął na ziemię, robiąc straszny huk.
-         O żesz ku*wa!!! Debile, opanować się, bo nas odkryją! – wrzasnąłem prawie na całą bagażownię. Na szczęście inny huk nas zagłuszył.
-         Czy... To silnik? – spytał Dominik głupio.
-         Tak, gamoniu!
-         LECIMY! ŁIIIIII! – zawołał Mati, wstając i skacząc jak małe dziecko. Nagle samolot poderwał się niespodziewanie i szatyn poleciał na ziemię. Siła poderwania zwaliła go z nóg.
-         Fuck – westchnął cicho. [od autorki : za fuck na angielskim dostałam minusa :< Przecież uczę się języka! :D]
-         Trzeba było rozrabiać? – przewróciłem oczami i pociągnąłem go za nogę w swoją stronę. Nie będzie przecież leżał na środku bagażowni!
-         Tak. A teraz daj się napić – powiedział i wygrzebał ze swojego plecaka czystą.
-         Nie bądź żyd... Mi też daaaaaaj – jęknąłem, patrząc jak Mati pije ją prosto z gwinta. Ten przewrócił oczami i rzucił mi butelkę.
-         Ratujesz mi życie! :D – powiedziałem i popiłem.
-         Ale potem nie zarzygaj mi butów! – ostrzegł mnie Mateusz, a ja przewróciłem oczętami.
-         Mam mocny żołądek – oznajmiłem
-         Jesteśmy w powietrzu! ŁIIIII! – Dominikowi coś odwaliło, bo zaczął biegać po bagażowni i wymachiwać rękami.
-         Stul pysk and ceep calm, frajerze – rzucił Wojtek, wyciągając czipsy. Oni zrobili chyba zapasy na całą wieczność! Domin usiadł i zapłakał gorzko xd
-         Nikt mnie nie kocha...
-         I tak zostanie – warknął Mati i pokazał mu język. Dominik odwrócił się do niego tyłkiem, wyjął konsolę i rozpoczął focha. Dopóki mu się baterie nie skończą – będziemy bezpieczni. Czeka nas kilka godzin lotu, ale dla naszych przyjaciółek – wszystko : )

~~~
Dlaczego to ja jestem ta niewdzięczna, co nie dodaje rozdziałów? : (
Ja się staram, ale nie zawsze mam wenę.
Ci, co piszą wiedzą jak to jest.
Taka blokada, że tylko siedzisz, zmuszasz się do pisania, a i tak nic ci nie wychodzi : (
Bardzo przepraszam, jak was tym jakoś urażam. :P :D
Mam nadzieję, że się rozdział się jednak spodoba <3 :D
Do Violi jeśli to przeczyta : GG mi się zjebało :( Tak samo jak wszystkie ikonki na pulpicie i facebook xd
Cyaa ;* :D

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 5

Przeglądałam się w lustrze, lustrując każdy centymetr mojego ciała. Nie, to zdecydowanie nie jest mój styl, ale teraz nie mogę się już wycofać. Chłopcy za chwilę będą, a ja nie mam czasu na przebieranie się. Ugh... Po co ja się zgodziłam na to wyjście do klubu?! Nie miałabym problemu, a tak? Muszę się dla nich poświęcać i iść tam w szpilkach! Zabiję ich, przysięgam, zabiję! Pożałują tego, że się urodzili, jak Boga kocham. Spryskałam się swoimi ulubionymi perfumami i wyszłam z pokoju, słysząc na zewnątrz dzikie krzyki nieopanowanej wiecznie siódemki, z którą zwykły dzień staje się zajebisty.
- Wychodzę! - krzyknęłam i opuściłam dom.
Niespecjalnie się tym przejęli, ale co tam. Raz się żyje! Nie dość pewnym krokiem podążyłam w stronę ulicy. Jak na złość moi kochani przyjaciele zaniemówili. No super... Stanęłam przed nimi, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia, lecz oni woleli stać cicho, perfidnie gapiąc się na moje grube nogi, które w tych spodenkach były jeszcze tłustsze niż w rzeczywistości.
- Tomek, jesteś pewien, że Viola tu mieszka? Zamiast niej widzę tu jakąś zajebistą laskę i kurwa mam ochotę ją wyrżnąć! - krzyknął Maciek.
- Zamorduję cię, daję słowo. - wysyczałam przez zęby.
- A może da się pani zaprosić na partyjkę rozbieranego pokera? - wypalił Krzysiek, poruszając przy tym śmiesznie brwiami. - Ewentualnie mogę zaproponować wódeczkę, winko, piwko i najlepszej jakości męskie ciała. To - wskazał na siebie i swoją budowę. - nie wyhodowało się samo.
- Odejdź, ona będzie moja! - rzucił się na niego Kamil. - Nie oddam jej żywcem!
- No to będziesz trupem, ziomek, bo ja również jej nie dam! - do akcji wkroczył Wojtek.
- A ja będę dżentelmenem i poproszę, byś udała się ze mną dzisiaj na imprezę, o piękna! - Michał klęknął przede mną, łapiąc mnie za ręce.
Nie wytrzymałam i perfidnie parsknęłam mu śmiechem w twarz. Większych idiotów nie widziałam. Od śmiechu nie mogłam złapać oddechu. Ja pierdolę, czy ja kiedykolwiek znajdę normalnych znajomych.
- Wiecie co? Jesteście popierdoleni!
- O! To my się znamy? - Przemuś pojawił się koło mnie z jakimś kwiatkiem, który prawdopodobnie pochodzi z ogrodu mojej mamy.
- Tomuś, ratuj. - ułożyłam usta w podkówkę. - Ja nie przeżyję z nimi.
- Wybacz, nie rozmawiam z nieznajomymi, dziewczynko. - wypiął mi język i zaczął okładać się z Wojtkiem, Krzyśkiem i Kamilem.
- Idiots. Idiots everywhere. - wypaliłam, wskazując dłonią na niebo. - Wiecie, chciałabym, żebyście kogoś poznali, ale skoro wolicie zgrywać pojebów, to ja wracam do domu. Ciao!
- NIE!! - krzyknęli chórem, uspokajając się i doprowadzając do stanu używalności.
- Już będziemy grzeczniusi jak kiciaki, misiu. - wypalił Michał.
- Czasem serio się zastanawiam, czy leczenie nie byłoby dla was najlepszym wyjściem, ale potem dochodzę do wniosku, że ryjecie mi banię i mi się to podoba. C'mon, świry!
- Petka, milordzie? - Krzysiek podsunął mi pod nos paczkę czekoladowych Black Devili.
- Może nie pod moim domem, geniuszu! - walnęłam go w ramię i zaczęłam się śmiać. - Ale bardzo chętnie. - ukradłam mu fajkę i włożyłam ją do ust.
- Ja pierdolę, nigdy nie zrozumiem bab! - uderzył się z otwartej dłoni w twarz. - Za co, Boże?!
Całą drogę do klubu zastanawiałam się, jacy będą przyjaciele Agnes. Czy dogadają się z moimi idiotami, którym we łbach tylko ruchanko, palenie i chlanie? Oj, mam nadzieję. Nagle niemalże wylądowałam na chodniku, ponieważ któryś z moich wspaniałych koleżków na mnie wpadł. No jasne, Maciuś.
- Jak chcesz się ze mną umówić, to powiedz, a nie się na mnie wpierdalasz. - wypięłam mu język. - Krzysiu, kochanie, daj mi ognia. - zrobiłam błagalne oczka w stronę szatyna.
- A co będę z tego miał?
- Dozgonną wdzięczność przyjaciółki, która polubiła cię, pomimo tego że jesteś wredną suczą i nie umiesz pohamować emocji. - wyszarpnęłam mu zapalarkę z ręki i wyszczerzyłam się w geście zwycięstwa. - Lofciam cię, skarbie.
- Wredota, zadufana w sobie idiotka, dziecko buszu wychowane na wojnie, patologia. - szeptał pod nosem.
- Co mówisz, misiu? - powiedziałam, po czym zaciągnęłam się fajką.
- Nic, nic. - skruszył się i uniósł ręce w geście zwycięstwa.
- No ja myślę. Ale i tak jesteś moim ulubionym kolegą do picia. - zarzuciłam mu rękę na ramiona i przytuliłam do siebie. - Bez ciebie nie mogłabym normalnie funkcjonować. Uratowałeś mnie przed niejednym szlabanem, za co cię ubóstwiam!
- Wiesz, siostra, jesteś zajebista, pomimo że czasem mnie wkurwiasz. - zmierzwił mi włosy i pobiegł do reszty idącej z przodu.
Tsaaa... To było bardzo normalne, z pewnością. Znajdowaliśmy się już niedaleko klubu, ale przez wygłupy stada baranów droga zeszła nam dwa razy dłużej niż powinna. Jeśli Aga i jej znajomi już czekają, to zabiję moich ułomów za to.
- A tak właściwie, z kim mamy się spotkać? - spytał Michał, zwalniając kroku i zrównując się ze mną. - Skoro ich też mamy wprowadzić, to chyba musimy to wiedzieć. - westchnął i założył mi rękę na ramiona, czego skutkiem było objęcie mnie.
- Niespodzianka, skarbie. - cmoknęłam go w policzek. - Powiem tylko, że będziecie nieźle zdziwieni.
- No okey, nie musisz mówić. I tak cię kocham.
- Tak właśnie myślałam.
Wreszcie doszliśmy pod klub. Trochę się denerwowałam, ale to zrozumiałe. Niecodziennie poznaje się przyjaciół swojej siostry bliźniaczki, którą ledwo co się poznało, prawda? Nagle usłyszałam dzikie odgłosy dżungli. Rozejrzałam się po moich przyjaciołach, którzy stali i jarali. No tak, co innego mogliby robić?
- Weźcie się idioci ogarnijcie, bo tu do jasnej cholery nie wejdziecie! - usłyszałam krzyk mojej siostry, zbliżającej się do nas z grupką chłopaków.
- MATI NIE CHCIEĆ SIĘ OGARNIAĆ! - ryknął jeden z nich.
- Tylko mi nie mów, że czekaliśmy na te oto tutaj osoby. - przeraził się Wojtek i schował za mną.
- Suprise? - bardziej spytałam, niż stwierdziłam.
- Tak, jasne. W chuj miło. - założył ręce na siebie Kami.
- Ej! Wy nie raz zachowujecie się gorzej! - zbulwersowałam się.
- Ale nie tak, jak oni! A co jak nas wywalą z klubu?!
- Jajco, kurwa! Nie wywalą!
- To zobaczymy!
- Zobaczymy!
W tej samej chwili podeszła do nas moja siostra.
- Hej kochana. - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek.
- Cześć. - przywitała się.
- Aga, to są Michał, Kamil, Wojtek, Przemek, Maciek, Krzysiek i Tomek. - wskazałam na każdego po kolei. - Chłopcy, to jest moja siostra, Agnes. - wyszczerzyłam się, a chłopakom kopary opadły.
- Że niby twoja kto? - spytał Tomuś, zbierając wszystko do kupy i odpalając kolejną fajkę.
- Sister. - wyjaśniłam po angielsku.
- Ja pierdolę. - skwitował Kamil Wojtek i odszedł parę kroków od nas.
- Nie, naprawdę, poznałyśmy się niedawno. Nie musicie o nic pytać. Spoko. - rzekłam już nieco wkurzona za ich zachowanie.
- Idioci, chodźcie tu! - krzyknęła Aga, a przy jej boku pojawiła się trójka chłopaków. - To są Sebastian, Mati i Dominik, a to moja siostra, Viola. - stanęła przy moim boku i pokazała swoje białe ząbki.
- Że kto? - spytał jeden z nich, prawdopodobnie był to Sebastian.
- Sądzę, że dzisiaj się z nimi nie dogadamy. - wypaliłam i zaczęłam się śmiać.
- Pomyślałam dokładnie o tym samym. - również dostała ataku głupawki.
- Ja chyba czegoś nie rozumiem. - odezwał się jeden ze znajomych Agi.
- Nie tylko ty. - stwierdził Tomek, podchodząc do nas. - Tomek.
- Mati, a to Seba i Domin.
- Witam. Tam są Wojtek, Kamil, Michał, Maciek, Przemek i Krzysiek. - wskazał na moich przyjaciół.
- Miło was poznać. One od dawna się znają? - rozmawiali tak, jakby nie pamiętali, że my też tam jesteśmy.
- A bo ja kurwa wiem. - wzruszył ramionami Tomuś.
- Jakieś kilka dni. Oficjalnie dzisiaj pierwszy raz się spotkałyśmy. - powiedziała Agnes.
- Co kurwa?! Przecież jesteście siostrami!
- No i? Byłyśmy adoptowane. Nie nasza wina, że poznałyśmy się niedawno. - skrzywiłam się. Oni serio strasznie wolno jarzą. - A poza tym, wchodzimy, czy stoimy tu jak idioci? Bo mam ochotę się napić!
- No ba, że wbijamy! - koło mnie pojawił się Krzysiek, który pociągnął mnie i Agę za ręce.
Zapowiada się niesamowita impreza. Mam nadzieję tylko, że nie wyjdziemy za bardzo schlane z tego.
~*~
- Ałłł... Mój łeb...  - powiedziałam, masując obolałe miejsce. - Tomuś, gdzie masz tabletki na ból głowy? - spytałam chłopaka, który wszedł właśnie do salonu, gdzie spałam ja i Przemek.
- Czekaj, zaraz poszukam. - zdawało mi się, jakby krzyczał.
- Możesz trochę ciszej?
- Postaram się. - skierował się ku kuchni, a ja podniosłam się do pozycji stojącej i przejrzałam się w lustru znajdującym się w salonie. - Ja pierdolę, jak ja wyglądam? - szepnęłam do siebie. - Gorzej niż siedem nieszczęść.
- Masz. - Tomek wszedł do salonu i rzucił mi pudełko tabletek.
- Wiesz, że cię kocham? - spytałam z miną szczeniaczka.
- No jasne. Ja ciebie też. - puścił mi oczko i opuścił pomieszczenie.
Uśmiechnęłam się do siebie i przysiadłam na kanapie, na której wciąż spał Przemuś. Wzięłam ze stolika litrową butelkę wody i ją odkręciłam, po czym wyciągnęłam z pudełeczka dwie tabletki. Wsadziłam je do buzi i popiłam wodą. Niestety, wynikiem tego było wypicie całej pojemności butelki. Ups... Biedny Przemo, nie będzie miał, co pić. No cóż, trudno.
~ Dwa tygodnie później ~
Nareszcie rozdali nam świadectwa i opuściliśmy mury szkoły, drąc się na całe gardła i wiwatując z tego powodu. Mi jednak niezbyt się to podobało, gdyż był to też dzień naszego wyjazdu na całe wakacje z Polski, co skutkowało też opuszczeniem moich wariatów.
- To co, girls? Melanż? - koło nas pojawił się Mati z Sebą, Dominem i Agnes.
- Po pierwsze, ja nie jestem girl! - oburzył się Krzysiek. - A po drugie, jak najbardziej! Po co pytasz, skoro wiesz?!
- Wolałem się upewnić. - szturchnął go w ramię.
- Chcę wam przypomnieć, że my dzisiaj wyjeżdżamy. - powiedziała Aga, stając obok mnie.
- Właściwie to za chwilę jedziemy do domów, przebieramy się, bierzemy rzeczy i spadamy. - dodałam, spuszczając głowę. - Ale nie martwcie się, możecie się bawić bez nas.
- No jasne, nie obrazimy się. Przecież przez całe wakacje, moje kochane pindzie, będą najebane w trzy dupy i, chodząc po mieście, będą straszyły małe dzieci, czyż nie? - spytała Aga, śmiejąc się.
- Może twoje, moje będą przykładnymi obywatelami! One będą chodzić nawalone przebrane za różne postacie z bajek bądź anime, jak mniemam i będą odstawiać jakieś pojebane scenki z tych produkcji. - przybiłyśmy sobie żółwika, opanowując śmiech.
- Ty kurwa,przejrzały nas. - powiedział Wojtek do Seby.
- No... Przesrane. - na jego twarzy pojawił się grymas. - Ale wiecie, może nasze plany się zmienią? - poruszył brwiami i zaczął tańczyć.
- Co ty, za przeproszeniem, odpierdalasz? - spytałam.
- Tańcowywuję sobie! C'mon! - wziął mnie za ręce i, w gruncie rzeczy, też się bujałam z nim.
- Idźcie do Mam Talent! Wygracie to! - krzyknął Michał, tarzając się po ziemi ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne, skarbie. - zmierzyłam go wzrokiem, starając się wyrwać z uścisku Sebastiana.
- Wait, skarbie? Już mnie nie lofciujesz?! - krzyknął ten, który tańczył.
- Lofciuję cię Sebastianku. - zmierzwiłam mu włosy dłonią, którą akurat wyswobodził ze swojego uścisku.
- Jej! Epic Win! - ryknął i wskoczył na płot. - Mówiłem wam, że ona mnie lofciuje!
- Tak, tak, jasne, masz rację. - stwierdził Maciek. - Ale przecież każdy ci wierzy. - w jego głosie było tyle sarkazmu, że trzeba byłoby być głupim, aby go nie usłyszeć.
- Stawiasz się, ziomę?! - zeskoczył z płotu i podszedł do Maciusia.
- Aguś, idziemy? Zdaje mi się, że za jakieś 3 godzinki mamy lot, a chłopcom nie zależy na tym, żeby się z nami pożegnać.
- Nom. - posmutniała i zaczęła się oddalać. - Nie płaczcie, kiedy już nas nie będzie. Odjedziemy do lepszego miejsca, poznamy lepszych ludzi, znajdziemy rodzinę i tam zostaniemy, a wy o nas zapomnicie. - zaczęła się zgrywać moja siostra.
- NIE!! - ryknęli i się na nas rzucili.
Wylądowaliśmy na ziemi, śmiejąc się w niebo głosy. Och, będzie mi brakować tych idiotów. Pomimo że trzech z nich znam dopiero dwa tygodnie, to już zdążyłam pokochać jak braci. Są wspaniali. Dwa miesiące to niby tak niewiele, ale gdy się już z kimś zżyje, to trudno jest później się z nim rozstać. Tak właśnie jest w moim przypadku. Nie chcę ich opuszczać, jednak możliwość znalezienia prawdziwej rodziny jest dla mnie szansą na poprawę sytuacji. I ten fakt, że Liam Payne prawdopodobnie jest moim bratem. Przecież to niemożliwe. Ale los chyba zdecydował inaczej. Wstaliśmy, wciąż się śmiejąc.
- Będzie mi was brakować, idioci. - powiedziałam i przytuliłam każdego z osobna. - Obiecajcie, że o nas nie zapomnicie.
- Obiecuję za nich wszystkich. - rzekł Maciek, obejmując mnie swoimi ramionami.
- Wierzę ci, miśku.
Po chwili odeszłyśmy, choć osobiście wcale tego nie chciałam. Wolałam przeciągać tą chwilę jak najdłużej, jednak musiał zadzwonić mój telefon i wszystko prysło. Moja mama miała nas zawieźć do mnie, a później już wszystko z górki. Wsiadłyśmy do samochodu, o dziwo, zachowując się dość cicho. Pewnie jej też jest ciężko rozstawać się ze swoimi zjebami. W końcu to są przyjaciele, którzy byli przy nas w najgorszych chwilach i zawsze nas pocieszali. Aż żal ich zostawiać. Gdybym mogła, zabrałabym ich ze sobą, aby mogli mi towarzyszyć w tym nowym rozdziale mojego życia, lecz to chyba nie jest możliwe. Oparłam się czołem o szybę, żegnając ukochane miasto.

od autorki: Dobra, wszyscy chcieli więcej, więc zmobilizowałam się do napisania tego rozdziału. (: Jest trochę dłużej niż w poprzednim rozdziale, lecz nie będę winić za to Agi. Każdemu zdarza się zastój twórczy. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu się Wam podoba. ^.^ Następny rozdział pozostawiam Adze, której, myślę, do tego czasu wróci wena. Dziękuję za komentarze w imieniu swoim & mojej "siostry". :) Bye. xxx

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 4


~Aga~
Ja i Viola patrzyłyśmy na naszych „rodziców” i czekałyśmy na wyjaśnienia. Miałam ochotę krzyczeć, ale moja siostra robiła to za mnie xd Ani jej „rodzice” ani moi nie kwapili się do wyjaśnień...
-         Może kurde w końcu nam powiecie, o co chodzi?! Nie mam ochoty słuchać kłamstw, którymi raczyliście nas całe nasze życie!!! – Viola próbowała zmusić ich do mówienia. W końcu jej ojciec przemówił :
- Dość tego, moja panno! Może i nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami, ale to nie znaczy, że ciebie nie kochamy! Poza tym, wychowywaliśmy cię od małego, znasz nas...
-         Myślałam, że mogłam wam ufać... Ale się myliłam – powiedziała Viola i odwróciła głowę. Ja nie śmiałam niczego powiedzieć. Po prostu nie mogłam tego przetrawić. Moi rodzice i coś takiego... Czemu właśnie my? Czemu teraz? Tym razem to mój ojciec westchnął.
-         Zostałyście adoptowane, to prawda. Ale naprawdę was kochamy. Mówię to za nas wszystkich! Naprawdę... – powiedział smutno.
-         Nie chcieliśmy was okłamywać, naprawdę! Ale nie mogliśmy znaleźć innego wyjścia... – mama Violi próbowała ratować sytuację.
-         Przecież mamy po 17 lat! Nie jesteśmy dziećmi! – wypaliłam w końcu.
-         Wiemy... Ale co to by zmieniło? Jakbyśmy wam powiedzieli normalnie wyszłoby na to samo! – moja mama trafnie oceniła sytuację. To prawda. Jakby mi powiedziała : „Jesteś adoptowana” to wkurzyłabym się jeszcze bardziej niż teraz... Viola westchnęła i zerknęła na mnie, szukając poparcia. Spuściłam wzrok. No tak. Oboje nie wiedziałyśmy, co powiedzieć. W końcu Viola wypuściła powietrze ze świstem.
-         Można... Można pójść na kompromis...
-         Jaki? – rodzice od razu się zainteresowali.
-         My nie gniewamy się ani nic, możemy żyć tak, jak przedtem... – zaczęła Viola. Rodzice oddychali z ulgą.
-         Pod jednym warunkiem! – podjęłam temat i skinęłam na siostrę. Myślałyśmy o tym samym. W końcu – siostry bliźniaczki!
-         Jakim? – szepnął mój ojciec.
-         Pozwolicie nam znaleźć naszych prawdziwych rodziców – dokończyłam za Violę, a moja siostra skinęła głową na znak, że myślała o tym samym.
-         Wiedziałam, że będziecie tego chciały... – westchnęła matka Violi.
-         Ale nie możemy wam tego zabronić... – dodała moja mama.
-         Na waszym miejscu też bym chciał dowiedzieć się prawdy... – powiedział mój ojciec.
-         Więc pozwolimy wam wyjechać do Wolverhampton na wakacjach – skończył ojciec Violi. I na tym dyskusja się skończyła.
-         Ale, kochane... Proszę, nie opuszczajcie nas. Kochamy was – powiedziała jedna z naszych mam. Kamień mi leżał na sercu.
-         Też was kochamy – teraz Viola wypłynęła z inicjatywą. I nie zostało nam nic innego, jak przytulić się do rodzicieli. Wprawdzie nas nie urodzili, ale i tak ich kochałyśmy <3
~*~
/wieczór/
Wróciłam w końcu do domu i padłam jak zabita na łóżko. Nie myślałam, że tak łatwo pójdzie. Spodziewałam się scen, płaczu, wrzasków, trzaskania drzwiami jak w filmach, gdy bohaterka dowiaduje się, że jest adoptowana. A tu nic. W sumie to i lepiej. Dalej mam kochającą rodzinę i do tego inną, daleką. Oraz wspaniałą siostrę. W sumie takie dwie rodziny są lepsze niż jedna. Szkoda tylko, że tak daleko... Wolverhampton... Londyn... Kurczę. Zawsze marzyłam, żeby tam pojechać... A teraz... I te okoliczności... Przewróciłam się na drugi bok i zakryłam twarz poduszką. Nagle przyszedł SMS od Matiego : „Wszystko w porzo? Nie odezwałaś się od rana : ( Seba już tęskni...” Uśmiechnęłam się do telefonu. Pewnie ich rozmowa przebiegła tak :
M : Gdzie Aga?
S : Nie wiem, napisz jej SMSa. Nie będziemy pić bez niej.
D : Może ma jakieś ważne sprawy?
S : Ważne sprawy bez nas? Chyba ją coś... Mati pisz!
M : OK. już piszę! „Wszystko w porzo?”
S : „Czemu się nie odzywałaś, idiotko?! Myślisz, że Seba będzie stał tu z suchą mordą do rana?!”
M : „Nie odzywałaś się od rana : ( Seba już tęskni...”
S : Ja ci dam tęskni!!!
M : I wyślij!
S : O ty kuta...
M : <pokazuje mu język>
S : Następnym razem ja piszę esy...

Uśmiechnęłam się znowu. Zawsze tak jest. W końcu odpisałam : „Nic się nie stało, Mateuszku. Po prostu dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy...” Po kilku sekundach dostałam 2 SMSy. Jeden od Matiego : „Jak to? Co się stało?! Chcemy wiedzieć wszystko!” Drugi był od Violi : „Moi koledzy chcą cię poznać. Masz ochotę na melanż?” Hmm... Melanż to jest to, czego teraz potrzebuję... Odpisałam Violi : „Z chęcią! Kiedy, gdzie? :)”, a Matiemu : „Dowiesz się wszystkiego na dzisiejszym melanżu ;)” Po chwili przyszły pytania od chłopaków o rzeczony melanż. „Później, chłopcy, później” tylko tyle odpisałam i wyszłam z pokoju, zostawiając telefon na poduszce.

~*~
Jak melanż w większym gronie to trzeba się przygotować! Poza tym Viola podesłała mi cynk, że będzie on w jakimś ekskluzywnym klubie blisko jej domu. Jej koledzy mieli wtyki i dziewczyna mogła tam balować za darmo! Musiałam się więc przygotować, a nie wbijać się w T-shirt, dżinsy i trampki jak zwykle. W ruch poszły szpilki i moja zabójcza marynarka! Ogółem ubrałam się tak. Nagle usłyszałam walenie w drzwi i wrzask :
-         Przybyli ułani pod okienko kurwa!!!
-         A ułani mogliby kurwa nie przeklinać! – warknęłam, idąc do drzwi.
-         A ułanica to sama kurwa przeklina! – zawołał Mati, wbijając do chaty bez pozwolenia.
-         A wy byście się nauczyli, że się nie przeklina w gościach! – warknął Sebastian, udając grzecznego.
-         Stary nieprzekliniak się znalazł! Misiom Przekliniakom wolno! – zawołał Mati, piorunując go wzrokiem. Domin nic nie powiedział, tylko usiadł przy konsoli. Nagle wzrok chłopaków skierował się ku mnie.
-         O mój Boże Agnes! – zawołał Mateusz, omal nie wpadając na drzwi.
-         Aż tak źle? – westchnęłam, przewracając oczami.
-         Nie no wręcz przeciwnie! Schrupałbym! – zawołał Sebastian, a ja zaczęłam się śmiać jak głupia xd
-         Hah dzieki :)
-         Wybieramy się gdzieś na randkę czy coś? – spytał Dominik, pykając na konsoli i jednocześnie patrząc na mnie.
-         Z wami na randkę bym nie poszła O.o
-         Cios w me ego – westchnął Mati żartobliwie xd
-         Nie no chodzi o to, że jakbym się z kimś umówiła to bym was nie brała ze sobą! – sprostowałam.
-         Wiedziałem, co chciałaś powiedzieć! Nie lubisz nas! Jestem niekochany! Chlip, chlip! – zawołał Seba i udał, że płacze w koszulkę Matiego.
-         Zabieraj ten łeb! – wrzasnął brunet i odepchnął blondyna na bok.
-         100 % niekochanyyy – zawył Seba. Podeszłam do niego i poklepałam go w głowę, do której ledwo sięgałam na szpilkach XD
-         Zmalej!
-         Urośnij! – zawołał Sebastianek i zaczęliśmy się śmiać.
-         No to melanż!
      -    Melanż, panowie!

~***~
Pewnie usłyszę : OMG? Co to takie tragiczne?! 
Ale nie mogłam nic lepszego napisać XD
Co jedno słowo przystawałam xD
Ale coś wyszło ;)
Mam nadzieję, że się spodoba :)
A DALEJ PISZE WASZA NIEOCENIONA VIOLA <3