poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 3

~ Viola ~ * Tydzień później *
          Szłam do umówionego przeze mnie i Agę miejsca. Szczerze? Nieco bałam się tego spotkania. Racja, niby jesteśmy siostrami i w ogóle, ale nie mam co do tego pewności. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek ją widziałam. Dobra Viola, spokojnie, będzie dobrze.
          W końcu doszłam do małej kawiarenki na rogu jednej z ulic. Poprawiłam swoją koszulę, podciągnęłam nieco rurki i pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia. Nie było ono szczególnie ładne. W sumie, było przeciętne. Rozejrzałam się po wnętrzu, jednak nie dojrzałam żadnej dziewczyny, która wyglądałaby, jakby była w moim wieku. Jedynie jakieś starsze kobiety i facetów, z którymi raczej wolałabym nie mieć do czynienia.
          Wolnym krokiem podeszłam do jednego z wolnych stolików. Odsunęłam krzesełko i usiadłam. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i napisałam do Wojtka. Nie chciałam tam siedzieć bezczynnie, a on zawsze poprawia mi humor, nawet jeśli tylko ze sobą piszemy. Włosy, które zazwyczaj opadały na moje ramiona, teraz związane były w kitkę. Nie chciało mi się dzisiaj z nimi bawić, więc na szybko je związałam. Tak to jest, jak się budzi godzinę przed umówionym spotkaniem, a jest się jedną z mniej zorganizowanych osób. Ziewnęłam. Jakoś nie chciało mi się czekać na Agnes. Daję jej pięć minut i wychodzę.
          Nagle do kawiarni wpadła zasapana dziewczyna. Nie powiem, ale ubrana była o wiele lepiej ode mnie. Kremowa bluzka, miętowe rurki i balerinki, a do tego torebka. No to teraz będę wyglądała jak niechluj. Dziewczyna nerwowo rozglądała się po pomieszczeniu, jakby kogoś szukała. Nagle jej wzrok zatrzymał się na mnie, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. W tej chwili zrozumiałam, kim ona jest. To była moja domniemana siostra, Aga.
          Nie powiem, ale jest do mnie podobna. Włosy miała trochę jaśniejsze, jednak rysy twarzy, nos, usta były niemalże identyczne jak moje. Poprawiła włosy i podeszła do mnie. Z grzeczności postanowiłam wstać.
          - Agnes. - uśmiechnęła się szeroko i podała mi rękę.
          - Viola. - rzekłam i uścisnęłam jej dłoń. - Miło mi Cię poznać. - dodałam, nie wiedząc zbytnio, jak zacząć naszą rozmowę, po czym obie usiadłyśmy.
          - Masz na coś ochotę? - spytała dość miłym głosem i wzięła do ręki menu. - Pozwolisz, że ja zapłacę.
          - Nie, nie mam na nic ochoty. - stwierdziłam.
          - No dobra, przepraszam, można prosić dwa razy Cappuccino? - spytała kelnerki, chodzącej od stołu do stołu. Ta kiwnęła głową i poszła do baru. - Napijesz się ze mną Cappuccino, siostro. - puściła jej oczko.
          - Mówiłam, że nic nie chcę. - wręcz wysyczałam przez zęby. - Ale bardzo chętnie się napiję. - dodałam szybko. - No, to może mi wyjaśnisz, co tu się do jasnej cholery dzieje? - spytałam najgrzeczniej jak mogłam, choć wątpię, że wyszło to tak, jak chciałam.
          - Wiedziałam, że w końcu o to spytasz, jednak nie podejrzewałam, że tak szybko. - zaśmiała się. - Wiesz, przez przypadek się tego dowiedziałam. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia na jakimś tam spotkaniu rodzinnym chyba mój ojciec powiedział coś, czego nie powinien, a matka spojrzała na niego tak, jakby chciała go zabić. Dało mi to do myślenia. Zaczęłam studiować drzewo genealogiczne mojej rodziny. Niby wszystko wyglądało dobrze, lecz pewnego dnia przeglądając zdjęcia znalazłam papiery adopcyjne. Prawdopodobnie u Ciebie jest dokładnie tak samo. Jakimś cudem udało mi się włamać na stronę tego domu dziecka i wykraść cenne dane. Okazało się, że dzieci pod tym samym nazwiskiem było dwoje. Dwie dziewczynki. Ale to mi nie wystarczyło. Szukałam dalej, aż znalazłam szpital, w którym się urodziłyśmy. Udało mi się zdobyć akty urodzenia. A potem formalnością już było znalezienie Ciebie. - powiedziała, a w tym samym momencie do naszego stolika podeszła kelnerka z dwoma Cappuccino. - O, dziękuję.
          - Innymi słowy, wykradłaś cenne dane z państwowych komputerów, by dowiedzieć się prawdy? - spytałam bardzo cicho.
          - No i mam kolejną niespodziankę. My nie jesteśmy z Polski. - na jej twarzy pojawił się uśmiech.
          - Co?! - krzyknęłam, a wszyscy ludzie odwrócili się w naszą stronę. - Jakim cudem? - dodałam już szeptem. - Przecież to niemożliwe! W dodatku nie możliwe jest to, że żyjemy w tym samym, kraju w tym samym mieście i kurwa nie wiedziałyśmy o swoim istnieniu...
          - Wiesz, jak dla mnie to też jest trochę dziwne, ale wyjaśnimy to z Twoimi i moimi rodzicami trochę później.- upiła łyk napoju.
          - Boże, dlaczego to muszę być kurwa mać ja? - zaklęłam pod nosem. - Nic takiego w życiu nie zrobiłam. Byłam mało wyrodnym dzieckiem, a zostałam adoptowana... No, ja pierdolę. - pokręciłam przecząco głową. - Dobra, mniejsza. Powiedz mi, skąd jesteśmy, jak miałyśmy na nazwisko i jakie nosiłyśmy imiona.
          - Często gadasz sama ze sobą?
          - Zdarza się. - zaśmiałam się. - No, ale wracając do rozmowy. Powiesz mi?
          - No jasne. Imiona miałyśmy takie same jak teraz, one się nie zmieniły. Pochodzimy z Anglii, a dokładnie z Wolverhampton. A nasze nazwisko brzmiało Payne.
          - CO KURWA?! - wydarłam się na całą kawiarenkę i wstałam. Na mojej twarzy malowało się nie tylko zdziwienie, co również przerażenie. Niemożliwe... Usiadłam z powrotem na miejsce. - Nie pierdol, że jesteśmy siostrami Liama Payne'a z One Direction?
          - Kogo? - spytała z dziwnym wyrazem twarzy.
          - Jak to kogo? Nie wiesz, kim on jest?
          - Nie miałam przyjemności go poznać... - wzruszyła ramionami.
          - Dziewczyno, na jakiej planecie ty żyjesz? Wiesz, po Tobie bym się bardziej spodziewała, że znasz ten zespół niż po mnie... Dobra, mniejsza z tym. One Direction to brytyjsko-irlandzki zespół, w którego skład wchodzą Harry Styles, Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik i Louis Tomlinson. Każdy z nich poszedł do X-Factora, jednak nie mieli szans, żeby przejść dalej w pojedynkę, więc Simon Cowell połączył ich w jeden zespół. Od 2010 roku są połączeni w jedność zwaną One Direction. - powiedziałam na jednym wdechu.
          - Czyli twierdzisz, że możemy być siostrami tego tam Liama? - spytała.
          - On też jest z Wolverhampton i ma na nazwisko Payne, więc jest to strasznie prawdopodobne. - rzekłam.
          - Ciekawa jestem, czy on wie o naszym istnieniu?
          - Wszystko jest możliwe. - wzruszyłam ramionami. - Ja pierdolę, to co robimy?
          - Musimy iść do naszych rodziców i z nimi wszystko wyjaśnić. - powiedziała, popijając swoje Cappuccino.
          - A nie lepiej spotkać się z nimi w jednym miejscu, niż chodzić do każdego z osobna? Tak będzie łatwiej...
          - W sumie masz rację. - na jej twarzy ponownie tego dnia zagościł szeroki uśmiech.
          - Wytłumacz mi jedno. Jak to jest, że Ty się cały czas do mnie uśmiechasz? - spytałam.
          - A co, nie mogę? - wypięła mi język. - Po prostu się cieszę, że mam siostrę! Boże, wiesz, jakie to ekscytujące dowiedzieć się, że ma się bliźniaczkę? - spytała z wyraźnym entuzjazmem.
          - Uwierz mi, że wiem. - uśmiechnęłam się do niej najładniej jak mogłam. - Niesamowite, tylko tyle mogę powiedzieć. To jest całkowicie nielogiczne. - zaśmiałam się. - A najdziwniejsze jest to, że myśmy się nie powinny nawet spotkać, bo prawdopodobieństwo tego, że tu jesteśmy jest równe zeru. A jednak...
          - MAGIA! - krzyknęła moja towarzyszka.
          - Istna magia... - stwierdziłam.
~*~
          - Mamo? - powiedziałam do telefonu.
          - Co się stało, Violu? - spytała z tą swoją niebywałą grzecznością.
          - Możecie przyjść z tatą do tej kawiarni na rogu Jana Pawła II?
          - Ale po co?
          - Mam do Was pewną sprawę. Spokojnie, to nic takiego. Po prostu musimy poważnie porozmawiać na temat... eee... Wakacji... - powiedziałam szybko.
          - No dobrze, będziemy tam za pół godziny.
          - Do zobaczenia. - powiedziałam i się rozłączyłam.
          Wróciłam do środka kawiarni i podeszłam do naszego stolika. Wyszłam tylko dlatego, żeby nie przeszkadzać Adze w rozmowie. Usiadłam i spojrzałam na towarzyszkę, która kończyła właśnie rozmowę.
          - No i załatwione. - stwierdziła.
          - Moi rodzice będą za pół godziny. - powiedziałyśmy w tej samej chwili, po czym wybuchłyśmy szczerym śmiechem.
          - Nawet oni się ze sobą zgadzają. - rzekłam, uspokajając niekontrolowany napad głupawki.
          - No a jakże by inaczej?
~*~
           Wiem, wyjaśnianie wszystkiego z rodzicami tak od razu nie jest najlepszym pomysłem, ale co nam innego pozostało w świetle wszystkich wydarzeń? Nie dość, że zostałam adoptowana i mi o tym nie powiedziano, to jeszcze moim rodzonym bratem może być TEN Liam Payne z One Direction! No przecież to jest paranoja. Normalny człowiek na moim miejscu postąpiłby zupełnie inaczej, ale ja, to ja i inni nie mają nic do gadania. Mnie się nie da przekonać do swoich racji.
          - Cholera, gdzie oni są?! Długo można na nich czekać?! - niemalże wykrzyczała Agnes, pijąc drugą z rzędu kawę, którą zamówiła po Cappuccino.
          - Laska, ogranicz spożywanie cukru i kofeiny, bo to Ci wyraźnie szkodzi.
          - No okey. - odłożyła kubek z stolik, po czym spojrzała za okno. - Ale ile można iść do jednej, małej kawiarni?! - złapała się za głowę.
          - Spokojnie, patrz. Wchodzą. - pokazałam głową w kierunku czwórki roześmianych ludzi, zmierzających ku nam. - To oni się znają? - zrobiłam pytającą minę i spojrzałam na siostrę.
          - Widocznie tak... - spoważniała i wyprostowała się.
          Kiedy nasi rodzice spojrzeli na nas, ich miny zrzedły. W ich oczach widać było strach i przerażenie. Jak milusio się zapowiada. Super. Ciekawe, co mają na swoją obronę i wyjaśnienie. Założyłam ręce na siebie, patrząc na twarz "mojej" matki, która usilnie starała się uciec wzrokiem. Prychnęłam z pogardą. Aga widocznie też nie miała zamiaru się odezwać. Wbiłam paznokcie w ramiona, żeby choć trochę uspokoić emocje, które targały mną od środka i usilnie starały się ujrzeć światło dzienne. Jedyne, co mnie w tej chwili martwiło to, to, żeby nie podrzeć koszuli, bo była strasznie droga. Starsi wzięli krzesła i usiedli obok nas. Ojciec patrzył za okno, wgapiając swój wzrok w BMW stojące przed kawiarenką, a matka. Phi! Zachowywała się tak, jakby nie była sobą, tylko kimś innym.
          - Dobra, dłużej tak nie mogę! - krzyknęłam. - Powiecie mi, o co tu do jasnej cholery?! I czemu nikt mi nie wspomniał o tym, że jestem adoptowana?!
          Normalna dziewczyna miałaby w oczach szklanki, zaczęłaby płakać, ale mnie roznosił gniew i, słowo daję, gdyby nie inni ludzie zaczęłabym rozwalać wszystko, co znalazłoby się na mojej drodze.
          - Córeczko, to nie tak, jak myślisz... - powiedział ojciec, który usilnie starał się na mnie nie patrzeć. Idiota.
          - Nie tak, jak myślę?! No jasne, bo przecież jestem najgłupszą istotą na świecie i po chuj mi mówić takie rzeczy! Nie muszę wiedzieć o tym, że zostałam adoptowana i nikt mnie nie raczył o tym poinformować! Długo to jeszcze miało trwać?! Miesiąc?! Dwa?! Może kilka lat?! Hmmm! - nie potrafiłam opanować emocji, które targały całą mną w tej chwili.
          - Ja również chętnie się tego dowiem. - powiedziała Agnes i poklepała mnie po ramieniu, dając mi znak, żebym nieco się uspokoiła.
          Zapadła niepokojąca cisza. Phi! No jasne, teraz kurwa nie potrafią znaleźć na nic odpowiedzi. Cud, że nie zwrócili mi uwagi na przekleństwo użyte w rozmowie z nimi. Moje palce coraz bardziej zaciskały się na ramionach, a paznokcie zostawiały na nich ślady małych półksiężycy.
          - Myśleliście, że się w końcu nie dowiemy? - spytała moja siostra. - Nie jesteśmy takie głupie, na jakie wyglądamy, sorry. Chciałyśmy się tylko czegoś dowiedzieć. Dlaczego do jasnej cholery nikt nam o tym nie powiedział?!


~*~
          Tadam! Mamy już trójeczkę, jej! *skacze po pokoju, wiwatując i tańcząc PORNO DANCE MALIKA* Serious, nie wiedziałam, że tak szybko wszystko pójdzie. Zostawiam Was ze swego rodzaju niedosytem, gdyż nie tylko ja będę się wysilać, ale Agnes też. *pociera rękoma i śmieje się szatańsko* Nie mam jednak pewności, kiedy ona doda swój rozdział, gdyż ma problemy z netem. ;< Biedna. *wyciera nieistniejącą łzę z oka* Dobra, mniejsza. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że się jeszcze rozkręcicie i będziecie dodawać ich coraz więcej. ;* 
          @capitan_horan <--- mój Twitter
          @AgnezPL <--- Twitter Agi, którego prawie w ogóle nie używa xD 
          Do następnej notki. ;* Bye. xoxo

czwartek, 18 października 2012

Rozdział 2

~Aga~
Nie ma to, jak zostać obudzoną gromkim okrzykiem ojca :
-         Wstawaj!!!
-         Już... – zdołałam wychrypieć. Oczy nadal miałam zamknięte i nijak nie mogłam powstać. Siła przyciągania łóżka jest rankiem o wiele większa niż w inne pory dnia.
-         Obudź się, idziesz do szkoły!
-         Miło, że mi przypominasz... – jęknęłam i musiałam wstać. Z tatą nie ma żartów. Co innego z mamą – ona mówi : „Kochanie, budź się powoli” a potem odchodzi i mogę w swoim czasie powstać. A potem to jest dzika gonitwa – mycie się, ubieranie, jedzenie w pośpiechu i lot na autobus. Lot, bo to biegiem nie można nazwać.
-         Obowiązki czekają, młoda panno! – rzekł ojciec, widząc, że usiadłam na łóżku i wsunęłam stopy w kapcie. Wyszedł z pokoju, zamykając starannie drzwi. Mama była już w pracy i do obowiązków ojca rankiem było budzenie mnie. Później ich już nie obchodziłam, byle bym dotarła do szkoły i nie wagarowała. Westchnęłam i dmuchnęłam w opadającą na oczy grzywkę.
-         I następny dzień męczarni w budzie... – westchnęłam cicho
~*~
O dziwo – uwinęłam się w określonej godzinie! To cud nad cudy :3 Kiedy wbiłam do pokoju po plecak, z radia popłynęła piosenka : „Mesajah – Jest ładna i cwana” xD Uśmiechnęłam się lekko i wyłączyłam ją. Już powoli wracał mój optymizm. Dzisiaj tylko 6 lekcji, wytrzyma się! :) Pożegnałam się z kotem, bo on zawsze mnie żegnał i witał, gdy wracałam do domu. Rodzice mi go kupili, żebym nie czuła się samotna, kiedy ich nie ma. A kot to tylko leniwy spaślak, który tylko leżałby na kanapie i podrywał się na słowo „Jedzenie!” Ale nie można odmówić mu uroku ;) Przy drzwiach ocierał się o moje nogi i miauczał, jakby mówiąc, żebym nie zostawiała go samego. Poklepałam go po główce i zamknęłam za sobą drzwi. Kot jeszcze trochę pomiauczał, ale potem wrócił na swoje miejsce na kanapie, wyczekując mojego powrotu. Przy furtce założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać : „Linkin Park – Numb” Nie lubiłam chodzić do szkoły w ciszy, która była strasznie deprymująca. Ułożyłam kroki w rytm muzyki i mogłam już dążyć przed siebie, bo miałam jeszcze kawałeczek do szkoły. Nagle przede mną wyrosła dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Szła przed siebie, również z słuchawkami w uszach, mocno zatopiona w swoich myślach. Czasami widziałam ją w szkole z grupką chłopaków, ale nie znałam nawet jej imienia. Włączyłam radio i popłynęła jakaś piosenka boysbandu. Jakoś nie przepadam za takim czymś, ale mogłam posłuchać. W sumie była spoko. „I wanna stay up all night...” Kurde, aż się chciało potańczyć i pośpiewać XD Nie wiem, może zaczęłam nucić, ale to nie ważne. Byłam już pod szkołą, gdzie grasowała banda chłopaków. Śmiali się i palili. Przystanęłam na chwilkę, pod pretekstem wyjęcia słuchawek z uszu i wepchnięcia ich do plecaka. Dziewczyna, która szła przede mną, wpadła chłopakom w objęcia. Zaczęli śmiać się i żartować. Uśmiechnęłam się i weszłam do szkoły. U mnie w paczce jest trochę kłótni, a tamci wydają się tacy przyjaźni i wyglądają na takich best friends forever, którzy nigdy się nie kłócą i nie opuszczą aż to śmierci XD Wbiłam do mojej jakże kochanej klasy. Od progu powitała mnie 3 moich przyjaciół – Dominik, Mati i Seba.
-         Elo kumple! – uśmiechnęłam się i przybiłam im żółwika. Jedyni normalni... No normalnymi to ich nie można nazwać, ale to jedyni ludzie, którzy są spoko ;) W mojej klasie są same lalunie i szpanerzy... Tylko ta trójka jest spoko :D
-         Siemka, Aga! – zawołali każdy po kolei xd
-         Jakie dzisiaj plany? – zapytał Mati, który miał na myśli jakąś imprezę z dużą ilością zioła XD
-         Przetrwać ten wredny dzień i pójść na jakiś melanż? Moich rodziców nie ma chyba do późnej nocy – uśmiechnęłam się, a Mateusz zrobił minę zadowolonego ćpuna xd
-         Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz! – zawołał i przytulił mnie tak, że się omal nie udusiłam xd
-         A nas to już nie przytulisz! -,- - Seba zrobił minę typu „foszen” XD On ma kilka takich min, więc musiałam jakoś je nazwać xd
-         No to chodźcie kurde! Zamiast się dołączyć to ten kwiczy! – zawołałam i przytuliłam pozostałą dwójkę. Z tyłu plastiki zaczęły się śmiać jak zarzynane świnki. Bez obrazy dla tych świnek... -,- Po chwili usłyszeliśmy przeraźliwy huk i wszystkie światła zgasły O.o
-         Mamo! Pomóż mi!!! Ciemno!!! – Domin zaczął biegać po całej sali, wywracając przy tym krzesła i stoliki xd
-         Opanuj się, ty dziecko buszu! – fuknął Sebastianek.
-         Ale... Ciemno – westchnął Dominik a potem położył się na ziemi, udając zabitego xd Do sali weszła dyrka.
-         Niestety, główny generator prądu wysiadł. Zanim przyjdą tu elektrycy, minie koniec świata, a po ciemku nie będziemy lekcji prowadzić... – powiedziała z udawanym smutkiem. Wiedziałam, że sama chciała iść na melanż i tłumaczyć się kuratorium tym, że prądu nie było XD Matiemu, Dominowi i Sebie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać!  Wybiegli z sali, niemal tratując biedną staruszkę xd Przecisnęłam się bokiem i pobiegłam za tymi dzikimi bydlakami xd Ze szkoły wypływały fale uczniów, wiwatując. Pewnie któryś z nich popsuł ten generator, za co byłam im niezmiernie wdzięczna ^^
-         Nie wierzę! Wolne cały dzień! Yea Beybe! – wrzasnął Mati, tańcząc taniec pt : „Nie wierzę w moje szczęście!” xd
-         Chodź, bo nam melanż ucieknie, boys! – zawołałam, a na słowo „melanż” wszyscy zaczęli intensywnie nasłuchiwać xd
-         U kogo??? – Pan Seba już od razu zaczął planować.
-         U mnie! Bierzemy flaszki, a ty, Mati, weź te swoje papierosy i zioło jak tak chcesz...
-         No nareszcie! Jupi! – chłopak zaczął się cieszyć i tańczyć. Ten to by tylko żył o tych dwóch używkach. U mnie w domu nie pozwalałam mu z nich korzystać, żeby rodzice się nie skapnęli, ale dzisiaj był wyjątkowy dzień i zdążymy wywietrzyć przed tą którąś nad ranem xd
-         To my lecimy po piwka i coś mocniejszego, a ty uzupełnij zapasy – powiedziałam do wiwatującego Matiego. Ten skinął „uprzejmie” głową i zapalił papierosa, idąc nonszalancko ku sklepom z jego ulubieńcami xd Mati i Seba zostali na tym samym roku ze mną i Dominem, dlatego to oni kupowali nam piwo itd. Miło mieć takich, jakże wspaniałych, kolegów ^^ xd
-         Ja tam dzisiaj nie poprzestanę na jednym piwku... Trzeba ten koniec szkoły dzisiejszy jakoś oblać! – uśmiechnął się Sebastianek i wpadł do monopolowego z prędkością światła. A wrócił jeszcze szybciej O.o
-         Ktoś tu się nie może doczekać picia... – westchnął Dominik. Seba wyglądał jak pies, któremu było sucho w gębie XD
-         No właśnie... Więc zacznę od teraz! – otworzył pierwsze piwo i wzniósł toast za zepsuty generator. Wypił duszkiem.
~*~
Po chwili Mati dołączył do nas z uzupełnionymi zapasami. Tylko jego to kręciło, my raczej trzymaliśmy się z daleka. Ja raz spróbowałam jego zioła i mówię wprost : co oni do tego wpychają?! Obudziłam się po 2 dniach i miałam taki mętlik w głowie, że nie mogłam przypomnieć sobie, jak się nazywam -,- Więc mówię – nie, dzięki. Może Mati chce w ten sposób zapomnieć o tym, co się u niego dzieje, bo to nie jest zbyt kolorowe. Mama pije i nie pracuje, jego ojciec mieszka z młodszą panną, a Mati musi zapewniać wyżywienie 9 letniemu bratu... My staramy się go wspierać, bo wyraźnie widać, jak mu ciężko, ale nie zawsze nam to się udaje... Dlatego staramy się mu nie przeciwstawiać jak idzie zapalić. Aż mi się smutno robi, jak o tym myślę... Potrząsnęłam głową i spojrzałam po chłopakach. Czekali na mój ruch.
-         To... Idziemy? – uśmiechnęłam się krzepiąco, a oni pokiwali głowami i ruszyliśmy ku mojemu gmachowi XD
~*~
Od wejścia powitał nas mój kotek, dziwiąc się, że tak wcześnie wróciłam. Jednocześnie był uradowany, bo dostanie wcześniej jeść i nie będzie samotny xd
-         Joint! Jak cię miło widzieć, staruchu! – uśmiechnął się Mati i pogłaskał biednego kotka xd Mateusz ochrzcił go tak, zaraz jak dostałam tego kocura. Wersja dla mamy i taty : „To Puszek! :)”, wersja, panująca wśród przyjaciół : „Joincik! <3” xd Przy mamie i tacie muszę się pilnować, żeby go tak nie nazwać XD
-         Zaczynamy ranną popijawę? – spytał Seba.
-         Już ci sucho w gębie, pijaczyno? – westchnął Dominik. Sebastian zakwiczał XD
-         To chyba znaczy tak... – westchnęłam i przewróciłam oczami. Otworzyłam szafkę i rzuciłam kieliszkiem w Sebę, który złapał go bezbłędnie.
-         Ratujesz mi życie, dziewczyno! – zawołał i otworzył wódkę, która dzisiaj będzie lała się litrami xd
-         Co? Tak bez muzyki?! – krzyknął Domin i jebnął w stereo xd Popłynęła nuta : „Flo Rida – Whistle” Mateusz zaczął gwizdać xd
-         Ja to bym pograł na PlayStation... – westchnął nasz ekspert od gier – Dominiczek xd
-         No to graj człowieku, kto ci broni? xd
-         Mamusia i Tatuś... – powiedział, a Seba tak się zaczął śmiać, że omal nie wylał całej wódki na siebie xd
-         Starość nie radość... Nawet porządnie butelki utrzymać nie potrafi... – westchnął Mati, zapalając „nieszkodliwego” papierosa. Seba zrobił minę typu „fochen” xd
-         Aż taki stary to ja nie jestem!
-         Jesteś i koniec tematu! – zawołałam i wyrwałam Sebie flaszkę, nalewając sobie ciut.
-         Ooo Aga pije! Zróbmy zdjęcie i naklejmy na lodówkę! – wrzasnął Mati, wyciągając komórkę xd
-         Opanuj się, palaczu ty ty ty! xd
-         Sama się opanuj, pijaczyno ty ty ty! xd – Mati umie tylko po mnie powtarzać ;p
-         Jak stare małżeństwo! – zawyrokował Domin, nie odrywając oczu od PlayStation.
-         Kto tu jest starym małżeństwem?! – zawołałam i huknęłam go poduszką w głowę tak, że wypuścił pada z rąk xd
-         Eyyy!!! Przegrałem przez ciebie! – zawył Dominiczek.
-         Zaraz przegrasz coś więcej niż grę! – krzyknęłam, a Seba znowu się zaczął śmiać xd
-         Nawet nie wiesz, jak to zabrzmiało! – zaśmiał się Mati, dławiąc się dymem przez chwilę.
-         Dzięki – rzuciłam kwaśno.
-         No już, odpręż się – powiedział totalnie wyluzowany Sebastian, nalewając mi wódki do kieliszka, który dalej trzymałam w dłoni.
-         Dziękuję panu – rzuciłam i duszkiem wypiłam napój, który zaczął mnie parzyć w gardło.
-         I widzisz, świat jest piękniejszy – powiedział Mati smutno i wyszedł na mój taras, żeby zaznać chwilkę samotności. Na chwilkę nastała cisza, którą przerwał dźwięk z gry Domina : „Game Over”
~*~
Była późna noc. Sebastian leżał już najebany na kanapie... Biedny Joint, nie miał gdzie spać, chyba że na bezwładnym cielsku Sebcia... Mati wypalił paczkę papierosów i trochę zioła i leżał pod ścianą, gadając coś o kaczuszkach O_o Dominik zamówił pizze. 3 z nich zjadł sam a 1 była dla mnie, Matiego i Seby -,- Seba za bardzo się uchlał, więc wzięłam pizzę z Matim na pół. No... Dopóki Mateuszek nie padł w kącie. Mam nadzieję, że zdążę ich dobudzić przed rodzicami... Co się oszukuję, i tak się nie obudzą XD A jutro szkoła, jeśli naprawią ten generator... Westchnęłam. Dominik jeszcze pykał trochę na PlayStation, ale żeby tak bardzo kontaktować to nie. Westchnęłam i poszłam po jakieś koce dla kolegów. Rzuciłam im po kocu i poduszce. Dopiero po chwili się zorientowałam, że Dominik już zasnął... :/ Nie ma to jak najebani koledzy... No nic. Wzięłam dla siebie kocyk i poduszkę i położyłam się na fotelu. Mam nadzieję, że rodzice nie wrócą przed rankiem...
♥♥♥
No żesz kurde!
Nareszcie to napisałam! Po tylu latach męczarni xd
Poza tym jedna osoba mnie pod presją trzymała O_O
„Ciekawi mnie styl pisania Agnes”
A ja od razu : Boże, chyba mnie nie polubią :< Bo Viola jest najlepsza ogólnie xd
Nie guzdrze się tak jak Aga XD Czyli ja :D
Ale to nie moja wina, to wina szkoły...
Ona mi wyobraźnie zabiera : ( I dzisiaj to ogólnie mam test z fizyki...
Kibicujcie mi, proszę ^^ xD
Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój styl pisania, wiem, że nie jestem taka zajebista jak Viola, ale długo tu jeszcze pobędę ^^ :3
Miłego czytania i komentowania <3
~Aga :3

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 1

~Viola~
Szłam wolnym krokiem w stronę znienawidzonego przeze mnie i innych ludzi miejsca - do szkoły. Na samą myśl o tym miejscu odechciało mi się żyć. Przynajmniej jest piątek i wreszcie upragniony weekend. W mojej głowie pojawił się wyjazd z rodzicami i braćmi nad wodę. Zawsze organizowali takie wypady, gdy robiło się ciepło. Poprawiłam niesforny kosmyk włosów, opadający mi na twarz. Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam Bezimienni - Po drugiej stronie. Smutna i poruszająca historia. Zaczęłam kopać małe kamyczki, które leżały gdzieś na ziemi. Druga klasa technikum. Jeszcze ponad dwa lata męczarni z idiotami z mojej klasy. No dobra, nie wszyscy są głupkami, ale zdecydowana większość. A nie dość, że imbecyle, to jeszcze zboczeńce. Potrafią gadać tylko o sexie i niczym więcej. Da się wytrzymać, jednak z czasem robi się to strasznie wkurzające. Szczególnie, gdy ktoś siedzi z Tobą w ławce i opowiada, czego to on nie zrobił. Żałosne. Mało tego, niektórzy zachowują się tak, jakby ich rozwój zatrzymał się na etapie pięciolatka. A potem to już tylko do góry, bo mózg nie wyrabia. Znajdzie się kilka osób, z którymi mam świetne stosunki. Załóżmy taki Maciek. Jeden z normalniejszych chłopaków w całej szkole. Można z nim porozmawiać na niemalże każdy temat. Od komputerów po rowery. Wyłączając oczywiście gadanie na temat kosmetyków i zakupów. To już by było dziwne. Ale mniejsza z tym. Dziewczyny... Fałszywe i dwulicowe żmije, nic więcej. Każdemu potrafią obrobić dupę, a potem się do niego podlizywać. Są jeszcze gorsze niż chłopcy, którzy może zachowują się czasem jak świnie, ale przynajmniej są szczerzy. Piosenka zmieniła się automatycznie. Teraz leciało mi w uszach Jedward - Young Love. Jedna z moich ulubionych piosenek. Od szkoły dzieliło mnie jakieś 200 metrów. Westchnęłam ciężko. Wagary nie wchodzą w grę. Rodzice by mnie za to zabili. Już i tak mam u nich przerąbane za ostatnią imprezę u Krzyśka. Nie dość, że przyszłam do domu na kacu, to jeszcze kochani bracia mnie sprzedali. Nie ma to jak solidarność w rodzeństwie. Z daleka zobaczyłam czarnego fullcapa Tomka. Jak zwykle ubrany najlepiej ze wszystkich. Przynajmniej nikogo nie udaje. Wraz z nim stali Wojtek, Maciek, Przemek, Krzysiek, Michał i Kamil. Uśmiechnęłam się do siebie. Przynajmniej mogę liczyć na ich wsparcie. Całe szczęście, że mnie kryli po tym melanżu. Przeprosili moich rodziców za to, że mi dali piwo i pozwolili bym piła. Nie była to prawda, bo ja i Tomek to kupowaliśmy, ale mniejsza z tym. I nie były to tylko piwa. Jednak czego rodzice nie wiedzą, to ich nie zaboli. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam muzykę. Podeszłam do nich.
- Siemanko wszystkim. - powiedziałam i przywitałam się z każdym buziakiem w policzek.
- Co tam, młoda? - zaczął Tomek, gasząc peta.
- Odezwał się stary. - zaczęłam się droczyć.
- Rok starszy od Ciebie.
- Mogłeś zdać, nie byłbyś teraz z małolatami. - wypięłam mu język. - A co do Twojego pytania, to nic ciekawego. Starzy cały czas wypominają mi tą imprezę i coraz bardziej mnie kontrolują. - wykrzywiłam twarz z niezadowolenia. - Dobra, mniejsza z tym. Ma ktoś zapalniczkę?
- Trzymaj. - powiedział Wojtek i rzucił mi ją.
- Dziękuję, misiu. - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torby fajkę, po czym sprawnym ruchem ją odpaliłam.
- Nieładnie jest palić. - rzekł Przemek.
- Powiedział, trzymając papierosa w ręce. - dodałam.
- Ja mogę.
- A to niby czemu? - zaciągnęłam się.
- Bo ja jestem ponad prawem! - wypiął dumnie pierś. - I żaden plebs tego nie podważy!
- Chciałbyś, kochany, chciałbyś.
- Nie muszę chcieć, ja to wiem i tak jest. - sztruchnął mnie lekko w ramię. - Wow, jak się spięła! Szacun, ziomuś. Sklej mi żółwia.
- Laska też potrafi. - powiedziałam, przybijając mu żółwika. - Dobra, ciołki, kończymy palić i spierdalamy na lekcje. Chyba że wolicie być odprowadzeni przez dyrę. - wyrzuciłam peta na ziemię i zgasiłam butem. - Let's go!
Wszyscy ruszyli swoje dupy i zgarnęli plecaki prócz Krzyśka. Zrobiłam pytającą minę. A on ani drgnął. Przewróciłam teatralnie oczyma. Podeszłam do niego i usiadłam obok na murku.
- Czemu nie idziesz? - spytałam.
- Bo ja chcę, żeby mnie dyrka odprowadziła. - zaskomlał. - Żartuję. Chodź już.
Zaśmiałam się. Co ten chłopak ma w głowie? Wstałam i poczłapałam za moimi towarzyszami.
- Jak myślicie, ile piw jest w stanie wypić przeciętna laska? - zapytał Kamil.
- Może 4-5... - zaczął mówić Przemek. - Nie więcej.
- Dziewięć piw i 14 kieliszków wódki. - powiedziałam triumfalnie.
- Powiedział przeciętna, a Ty taka nie jesteś. Ty jesteś zajebista! - krzyknął Wojtek.
- Jakież to było miłe, dziękuję. - wytarłam łze, która nie istniała. - Bo się wzruszę.
- Dawać kamerę! Viola będzie płakać! - wydarł się Przemek i zaczął perfidnie się na mnie gapić. - Dajesz! Chcę zobaczyć ten cud natury!
- Wybacz, chłopczyku, nie tym razem. - uderzyłam go lekko w brzuch.
- Ale jesteś wredna. - wykrzywił usta w podkówkę.
- Wiem, Przemciu, wiem. Ale za to mnie kochasz. - złapałam go za policzek i uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak, Ciebie się nie da podrobić. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, siostra.
- A jakże by inaczej.
- To z kim dzisiaj siedzisz, Violu? - spytał Maciek.
- Od kiedy Ty taki miły? - zmierzyłam go od góry do dołu. - Żartuję. Nie wiem jeszcze.
- Ze mną. - przy moim boku pojawił się Tomek, który chwycił mnie pod ramię.
- Masz odpowiedź. - pokazałam na Tomusia, który szczerzył się zwycięsko.
Reszte drogi pod klasę bilogiczną przeszliśmy, rozmawiając o motoryzacji. Chłopcy, jak to chłopcy, musieli się trochę wywyższsć i popisywać. Ale to u nich standard. Da się przywyknąć. Przynajmniej nie muszę wciąż słuchać o tym, jak to nie było na zakupach, jakie kosmetyki są najlepsze etc. Aż rzygać się chce od czegoś takiego. Dosłownie, mam ochotę się zbełtać, gdy słyszę, jak te sweet dziewczynki opowiadają sobie o tym. Żenua! Zadzwonił dzwonek. Niechętnie wstaliśmy ze schodów, na których siedzieliśmy. Po niecałej minucie przyszła pani dyrektor, oznajmiając nam, że dzisiejsze lekcje zostały odwołane z powodu braku prądu. Moi przyjaciele wariaci zaczęli cieszyć się jak głupi. Dyra musiała ich uciszać, ale oni mieli to w dupie i dalej świętowali. Co za ludzie, ja nie wierzę. Wzięłam swoją torbę z Barcy i ruszyłam w stronę wyjścia. Chłopcy skapnęli się, że mnie nie ma i niemalże natychmiast znaleźli się przy moim boku.
- Skończyliście odtańczać taniec idiotów? - zapytałam z nutką ironii w głosie.
- No jasne, zaraz spadnie deszcz mini idiotów, więc lepiej uważaj. - ostrzegł mnie Wojtek.
- Okej, będę uważać. Nie chcę się od nich zarazić głupotą.
- Za późno, już się zaraziłaś, ale od nas. - stwierdził Przemek.
- O mój Boże, nie! Czy jest jakieś lekarstwo? - zasłoniłam usta dłońmi.
- Jest... Zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa! - wydarł się Maciek.
- Jestem "za"! - krzyknęłam i wskoczyłam Krzyśkowi na plecy. - Wio, mój dzielny koniu!
- Jestę koniałkę!
~*~
Weszłam po cichu do domu, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Cały dzień przesiedziałam z chłopakami u Tomka, bo jego rodzice wyjechali na jakąś delegację, czy co to tam jest. Rozebrałam trampki i delikatnie położyłam je na szafce. Stąpając na palcach, szłam do siebie, w głębi duszy mając nadzieję, że mnie nie zauważą. Ominęłam salon i już prawie byłam w swoim pokoju, gdy usłyszałam za sobą głos.
- Gdzie to się podziewałaś, młoda damo? - niski bas taty odbijał się echem w mojej głowie.
- U kolegi, odrabiałam lekcje. - skłamałam i lekko się uśmiechnęłam.
- Cały dzień?
- Zagadaliśmy się i tyle. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Trochę przesadziliśmy, ale nie tylko to było tego przyczyną. Namiętna gra na PlayStation przerodziła się w krwawą bitwę o
przetrwanie. Ostatecznie wygrał Maciek, ale cicho. Byłam druga. - Poza tym jutro jest sobota, dzień wolny, więc chyba mogłam zostać dłużej. Jest dopiero dwudziesta, wyluzuj tato.
- Ciesz się, że Twoja matka musiała dłużej zostać w pracy. Inaczej miałabyś ogromne kłopoty. W szczególności po ostatnim wybryku. - pogroził mi palcem. - Jednak pokazujesz, że
można Ci ufać. I bardzo dobrze, bo mama powoli zapomina o imprezie. Idź do siebie.
- Dobrze, tatusiu. - posłałam mu jeden z piękniejszych uśmiechów, na jakie było mnie stać i weszłam do swojego małego pokoiku.
Torbę rzuciłam gdzieś w kąt i usiadłam na łóżku. Ten dzień zapowiadał się tak zwyczajnie, a jednak okazał się jednym z lepszych w ostatnim czasie. Wzięłam z szafki nocnej pilota do wieży stereo i włączyłam muzykę. Z głośników popłynęła nuta One Direction - Up All Night. Aż zachciało mi się tańczyć. Weszłam na łóżko i zaczęłam po nim skakać, drąc się w niebogłosy wraz z uroczą piątką. No tak, niewiele osób wie o moim zamiłowaniu do tego zespołu. Jedynie moi rodzice i bracia. Chłopcy nawet tego nie podejrzewają. Myślą, że słucham tylko rapu i rocka. Mylą się, ale co tam. Są tylko ludźmi. Przecież nie muszą wiedzieć o mnie dosłownie wszystkiego. To jest mój mały sekrecik, którego oni nigdy nie poznają. Znaczymam nadzieję, że tak się nie stanie. Inaczej jestem trupem. Nie no, przesadzam. Oni tacy nie są. Wyśmieją mnie, ot tyle. A ja jak zwykle będę miała to w dupie. Standard.
- Przestań się drzeć idiotko! - usłyszałam mojego brata.
- Sam jesteś idiotą! - odgryzłam się i zeskoczyłam z łóżka. Podeszłam do drzwi i z impetem je otworzyłam. - Czego chcesz?
- Żebyś się zamknęła.
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Podeszłam do wieży i ją wyłączyłam. Tym razem wskoczyłam na łoże tylko po to, żeby się na nim położyć. O tak, tego mi było trzeba po całym dniu wygłupów i robienia z siebie downa. Przymknęłam powieki, lecz coś postanowiło zniweczyć mój plan. Zaczęło mi burczeć w brzuchu. Złapałam się za niego. Nie chciało mi się wstawać, jednak głód nie dawał za  wygraną. Ech, było zjeść od razu po powrocie, a nie najpierw marnować resztkę energii. Niechętnie wstałam i ruszyłam do wyjścia. Nacisnęłam na klamkę i  podreptałam do kuchni. Siedział w niej ojciec. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Głodna? - spytał, na co kiwnęłam twierdzącą głową. - A może zamówimy pizzę? Mama powinna za chwilę być, więc zje z nami. - zaproponował.
- Jestem bardzo na tak!- niemalże krzyknęłam. - To ja już zadzwonię do Pizzerii.
Pobiegłam po telefon i wykręciłam numer najbliższego lokalu. Po dwóch minutach hawajska, z szynką i cztery sery były już zamówione.  Jestem wegetarianką i ostro trzymam się tego. Nigdy nie lubiłam mięsa, ale jadłam, gdy mnie o to proszono. Starałam się nie być wyrodnym i złym dzieckiem, więc grzecznie wykonywałam polecenia rodziców. Czasem nie chciałam czegoś zrobić, ale wykonywałam to pomimo wielu uprzedzeń. Odłożyłam telefon na szafkę.
- Już! - wydarłam się do taty.
- Dobrze, nie musisz krzyczeć. - ojciec stał obok mnie.
- Ups... Przepraszam, nie chciałam. Nie widziałam Cię. - zaśmiałam się nieco nerwowo. - Mam pytanie... - rzekłam, gdy chciał odejść do siebie.
- Co się stało, córeczko? - spytał z przyjaznym wyrazem twarzy.
- Czemu pomimo tego, że byłam na imprezie i wróciłam na kacu, nie daliście mi żadnej kary?
- Ponieważ jesteś naszą jedyną córką i wiemy, że nie zrobiłabyś czegoś, gdybyś nie znała konsekwencji swoich czynów. Jesteś bardzo mądra i inteligentna, więc chyba wiesz, co jest dla
Ciebie dobre. Poza tym masz siedemnaście lat. To już chyba czas, żebyś zaczęła podejmować sama za siebie niektóre decyzje. Ja i mama możemy Ci tylko doradzić. Chociaż w niektórych sprawach lepiej jest, żebym to ja i matka za Ciebie decydowali, bo, bądź, co bądź, nie jesteś jeszcze dorosła. - powiedział prawie bez żadnego namysłu.
- Jak miło... Nie jestem dzieckiem w Waszych oczach.
- Jesteś dzieckiem, ale już prawie dorosłym. Nie potrzebujesz nas tak, jak kiedyś. Usamodzielniasz się.
- Wiem, tato. - rzekłam i poszłam do siebie.
Miło było się dowiedzieć, że jestem przez nich tak traktowana, jednak coś nie pasowało mi w ich zachowaniu. Coraz częściej wszystko puszczali mi płazem, jakbym tego nie zrobiła. Co, jak co, ale to jest conajmniej dziwne. Normalni rodzice zaczęliby się na mnie drzeć itp. A oni? Zachowują się, jakby się nic nie stało... Okej, nie mówię, że mi to przeszkadza, bo tak nie jest, lecz czasem mogliby się pomartwić o mój los. Racja, bardziej mnie pilnują, ale nic poza tym. Wzięłam z futerału saksofon i zaczęłam na nim grać. Wszyscy wybierali gitarę, a ja postanowiłam się wyróżniać i zaczęłam naukę gry na puzonie i saksofonie. Zawsze byłam inna od wszystkich. Miałam swoje zdanie i twardo się go trzymałam, pomimo iż często racji nie miałam. W dodatku jestem bardzo wredną osobą dla ludzi, których nie lubię. Czym to jest wywołane? Nie mam pojęcia, ale nikt z mojej rodziny taki nie jest. Po kilku minutach skończyłam grać. Przestałam mieć na to ochotę. Jasne, muzyka towarzyszy mi od zawsze, ale straciłam chęć na jej tworzenie w tej chwili. Moje życie jest takie zawiłe. Niby wiem
wszystko o swoim pochodzeniu i rodzinie, a tak naprawdę to jest nic. Nie jesteśmy do siebie nawet podobni. Czyżby mama miała z kimś romans, a ja jestem jego nieudanym skutkiem? Chociaż w sumie to nie wiem, ile lat ze sobą są moi rodzice. Ja mam siedemnaście, a oni? Może po czterdzieści? Nie mam pojęcia... Przy najbliższej okazji muszę się ich o to zapytać. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciało mi się wstawać, więc rzuciłam krótkie "proszę" i usiadłam na łóżku. Do pokoju weszła moja rodzicielka z dwuletnim Kacprem na rękach. Wywróciłam oczami. Zawsze, gdy ona przychodzi, młodzi muszą się do niej kleić jak pszczoły do miodu. To już zaczyna być wkurwiające.
- Jak było w szkole, Violu? - spytała i zamknęła za sobą drzwi.
- Nijak, odwołali nam dzisiaj lekcje, więc poszłam z chłopakami do Tomka i tam siedzieliśmy cały dzień. Gadaliśmy, graliśmy na PlayStation, czyli to, co zawsze.
- Mogłaś wrócić do domu...
- Nie mając kluczy? Mądre. - zgasiłam ją. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę.
- Kacperku, idź do tatusia. - zwróciła się do blondyna i wypuściła go z pokoju. - Viola, co się z Tobą dzieje? Nigdy nie byłaś dla mnie taka oschła... Zakochałaś się?
- Nie, mamo, nie zakochałam się. I nic się nie dzieje. Po prostu mam w głowie okropny mętlik. I tyle... - stwierdziłam.
- Co się dzieje, że masz ten mętlik?
- Tak w sumie, to zastanawiam się, dlaczego Ty i tata jesteście dla mnie tacy dobrzy? Przecież ostatnimi czasy pokazuję swój charakterek, jeszcze ta impreza... A Wy nic... Jakim cudem Was to nie obchodzi? Nie rozumiem...
- Nie jest tak, że nas to nie obchodzi... Po prostu zobacz, że niedawno wróciłam do pracy, masz jeszcze trzech braci, ojciec też robi i nie mamy czasu na wszystkie problemy. A Ty już jesteś na tyle dorosła, że sama je rozwiążesz.
- To samo powiedział tata. - rzuciłam.
- No widzisz. Córciu, musisz wiedzieć, że bez względu na wszystko zawsze będziemy Cię kochać.
- Ja Was też. - uśmiechnęłam się lekko.
- Pizze przywieźli! - krzyknął ojciec.
Niemalże natychmiast poderwałam się z miejsca. Matka zaśmiała się i wraz ze mną opuściła pokój.


~*~
Siemson ^.^ Rozdział pierwszy już mamy xd  Sukces. ;3 Też napisany już dawno, ale się nie będę czepiać xdd. Jak się podoba? ;* Mam nadzieję, że na razie nie zawodzimy. ^^ Następny rozdział doda Aga. Też się  musi wysilić. xdd Bye misiaki. <3

piątek, 5 października 2012

Prolog. ♥

Na ekranie laptopa Violi pojawiła się wiadomość od nieznanego numeru. Na twarzy dziewczyny zjawił się grymas zdziwienia. Niepewnym ruchem otworzyła okno rozmowy i zaczęła czytać.
Hej. ^^ Wiem, że się nie znamy, ale mam dla Ciebie ciekawą informację na temat Twojego, a właściwie Naszego pochodzenia. Dziwnie to brzmi? Według mnie, bardzo. Ale nie o to tu biega, Odpisz, a dowiesz się, o jaką sprawę mi chodzi.
Treść wiadomości bardzo zdziwiła Violę. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Jakiś człowiek pisze do niej, ze wie coś o jej pochodzeniu. I o swoim również… Lekko się wystraszyła, jednak postanowiła odpisać owej osobie. Jej dłonie automatycznie znalazły się nad klawiaturą komputera, lecz zastygły one w miejscu. Nie pomyślała o tym, co może napisać. Wzięła głęboki oddech, po czym jej palce dotknęły klawiszy laptopa. Szybko spisała wszystko, co przeszło jej przez myśl. Na monitorze pojawiła się dość długa wiadomość. Dziewczyna chwilę się wahała, jednak wcisnęła Enter i wysłała odpowiedź.
~*~
Od kilku minut wpatrywała się w ekran swojego nowoczesnego laptopa, czekając na wiadomość od dziewczyny, która rzekomo jest jej siostrą. Niecierpliwiła się, lecz nie chciała nikogo ponaglać. Zamknęła oczy i opadła na poduszki, wydając z siebie głośne westchnienie. Jej całe życie się zawaliło. Z dnia na dzień odkryła, że jej rodzice nie są tym, za kogo się podają. Nie są ani jej rodzicami, ani nawet krewnymi. Przez siedemnaście lat żyła w kłamstwie i nadal by się tak działo, gdyby nie przypadek, który przesądził o wszystkim. Drobna wpadka słowna i zawistny wzrok matki powiedziały niemalże całość. To przez ten mały wypadek musiała znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Kim jest i skąd pochodzi? Pokój wypełnił dźwięk przychodzącej wiadomości. Aga szybko podniosła się do pozycji siedzącej. Jej oczom ukazała się dość długa wypowiedź swojej domniemanej siostry. Krócej się nie dało?! Pomyślała i wydała z siebie ciche jęknięcie.
Nie wiem, czy napisać „hej”, a może „witam”, więc od razu przejdę do sedna sprawy. Nie mam pojęcia, kim jesteś, bo nie raczyłaś/łeś ujawnić nawet swojego imienia. -,- Co możesz wiedzieć o moim pochodzeniu?! A jak to określiłaś/łeś, także Twoim. Wyjaśnij mi, bo chyba czegoś nie rozumiem. Jakim cudem udało Ci się mnie znaleźć?! I co Ty do jasnej cholery możesz o mnie wiedzieć?! Wybacz, ale jeśli to jakiś żart, to mnie nie śmieszy i możesz skończyć się wygłupiać. Viola.
Agnes lekko się zmieszała postawą dziewczyny. Nie dziwił jej fakt, iż postąpiła w taki sposób. Sama pewnie nawet by nie odpisała na taką wiadomość. Teraz miało nastąpić najgorsze, wyjaśnienie całej sytuacji. Przeczesała dłonią włosy, po czym przystąpiła do odpisywania – najbardziej skomplikowanej rzeczy, którą do tej pory robiła.
~*~
Agnes jestem, miło mi. :) A teraz to drugie. Skąd mogę wiedzieć coś o Twoim pochodzeniu? To proste. Bo według aktu urodzenia jesteśmy siostrami. I to nie zwykłymi, a bliźniaczkami. Wiem, że z pewnością mi nie uwierzysz, ale taka prawda. Przypatrz się dobrze, czy jesteś podobna do swoich rodziców. Nie? No to gratuluję, odkryłaś coś, co starali się przed Tobą ukryć. A mianowicie to, że zostałaś adoptowana. Tak samo jak ja. Niesamowite, a jednak prawdziwe. Słuchaj, uznasz mnie za idiotkę, ale nie kłamię. Nie mogłabym tego zrobić. Spotkajmy się, a wszystko Ci dokładnie wyjaśnię. Od początku do końca. Pokażę Ci nawet te cholerne akty urodzenia, ale daj mi tylko tę jedną szansę. Naprawdę, musisz mi uwierzyć. Czy tego chcesz, czy nie, jesteśmy siostrami i wiem, że to prawda. To jak, spotkamy się?
Brunetka któryś raz z kolei czytała tą wiadomość. Nie potrafiła uwierzyć w to, co napisała ta Aga, jednak miała ona rację. Viola nie była podobna ani do swoich rodziców, ani do żadnego z trzech braci . Wszyscy byli blondynami o niebieskich bądź zielonych oczach. A ona? Miała ciemne włosy i czekoladowy odcień tęczówek. Wcześniej nie zwracała na to zbytniej uwagi, jednak w tej chwili, w innym świetle, zdawało się, iż Agnes miała rację. Nie była ona połączona z tą rodziną więzami krwi. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego jej nie powiedzieli. Czemu skrywali ten fakt przez tyle lat? Lecz nic racjonalnego nie przychodziło jej do głowy. Postanowiła spotkać się ze swoją siostrą, choć była pełna wątpliwość, co do słuszności tej decyzji.
~*~
Dziewczyny pisały ze sobą do późnej nocy. Okazało się, że mają ze sobą wiele wspólnego, choć znalazło się kilka nieznaczących rzeczy, które je różniły. Viola zaczynała wierzyć, iż to wszystko jednak jest prawdą i jej siostra jej nie okłamuje, a Aga, że w końcu spotka kogoś takiego jak ona, osobę, której będzie mogła powierzyć swoje sekrety i problemy.

~*~
 Welcome. ^^ Prolog napisany już w chuj dawno temu, ale komuś się nie chciało opisać bohaterów i trzeba było czekać. -,- Grrr... Mniejsza z tym, ważne, że w ogóle jest. xd Generalnie to nic do niego nie mam, lecz mógłby być lepszy... ;p Proszę o komentarze, najlepiej szczere. ^.^  Bye. ;*