wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 8

~ Viola ~
Miałyśmy niewiele. Dwa tysiące funtów w kieszeni to nie tak dużo, jeśli trzeba przeżyć dwa miesiące w dziesięć osób. Jasne, byłoby łatwiej, gdyby ktoś się nie postanowił za nami pofatygować. Zatrzymałam dwie taksówki i poprosiłam, aby podwieziono ich do najtańszego hoteliku w Wolverhampton. Wsadziłam tam chłopaków i moją siostrę, a sama postanowiłam pochodzić po miasteczku i znaleźć może jakąś pracę na ten okres, żeby móc jakoś przeżyć, jeśli rodzice by nam nie uwierzyli. W końcu wszystko jest możliwe w życiu. Nawet to, że twoim bratem okazuje się być Liam Payne ze sławnego One Direction. Aga niechętnie zgodziła się jechać beze mnie, ale w końcu uległa. Przechadzałam się wolno po mieścinie, którą pierwszy raz widziałam na oczy. Nigdy nie byłam dalej od rodziców niż najwyżej dwieście kilometrów, a teraz jestem praktycznie sama w obcym kraju. Nieźle, prawda? Och, ale gdyby to było takie proste. Mam nadzieję, że nasi rodzice nam uwierzą. Inaczej jesteśmy skazane na pracę przez dwa miesiące. I to jeszcze nie wiadomo gdzie i w jakich warunkach. Po co oni w ogóle tu za nami leźli?! Owszem, nie chciałam ich zostawiać samych w Polsce, ale bez przesady. Wytrzymaliby bez nas wakacje. Oni też nie raz wyjeżdżali na dłużej, nic mi nie mówiąc. Przygotowywałam ich na to przez długi czas, a tak, czy siak, zrobili po swojemu. Ech... Czemu oni nie mogą być normalni? Weszłam do Starbucks'a. Pachniało tam naprawdę przyjemnie. Zdziwił mnie nieco tłok przy barze, ale swoje spekulacje zachowałam dla siebie. Jakimś cudem przepchnęłam się przez tłum rozwrzeszczanych nastolatek. Kilka z nich mnie popchnęło, ale byłam na tyle miła, że nie urządziłam im awantury. Nie mogę przecież robić takich rzeczy w nowym miejscu. Odetchnęłam głęboko. Nagle poczułam, że ktoś mnie taranuje. Zanim zdążyłam zareagować, leżałam na ziemi. Głośno przeklnęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie. Och, czyli powiedziałam to po polsku. Jedno dobre. Przynajmniej nikt nie podejrzewa, o co chodzi. Powoli próbowałam się podnieść, ale tłum dziewczyn pochylających się nade mną skutecznie mi to uniemożliwiał. Szeptały coś pomiędzy sobą, zamiast mi pomóc. Chrząknęłam znacząco. Ktoś podał mi rękę. Chwyciłam ją i wstałam. Otrzepałam ubranie i spojrzałam w ciemne tęczówki. Zamarłam. O mój Boże, to Liam Payne! Chciałam krzyczeć, ale w porę sobie przypomniałam, że to mój brat. Odetchnęłam, nic nie mówiąc. Chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko i opuścił lokal, a za nim podążyła chmara nastolatek. Ja chyba śnię. Trzymałam rękę TEGO Liama! Tego samego, którego ubóstwiam już od prawie roku! Spokojnie Viola, oddychaj. Musisz przywyknąć, że Payne jest twoim bratem. Nosz kurwa, tak się nie da! Nie mogę sobie wyobrazić tego, że za niedługo on się o tym dowie! Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Odwróciłam się w stronę baru i zamówiłam frappuccino, po czym spytałam, czy nie poszukują kogoś do pomocy. Młoda dziewczyna powiedziała mi, kiedy mogę się stawić na rozmowę z szefem. Miało to nastąpić następnego dnia, toteż zadowolona zadzwoniłam do Agnes. Niestety, moja siostrzyczka nie odbierała. Zaczęłam się martwić, bo nie wiedziałam, gdzie oni pojechali. Stanęłam przy jakiejś witrynie sklepowej, po czym wybrałam numery wszystkich chłopaków. Idioci, nie mają komórek. Zacisnęłam dłonie w pięści. Spokojnie, znajdziesz ich. A jak nie to przenocujesz w parku na ławce, jak jakiś menel. Przecież nic ci się nie stanie. Ewentualnie zgwałcą cię albo zabiją. No pięknie, gadam do siebie. Skarciłam się szybko za głupi czyn i postanowiłam popytać ludzi, gdzie jest najtańszy hotel w mieście. Postanowiłam zacząć od tego, a później iść coraz wyżej, aż w końcu zwiedzić całe Wolverhampton. Przecież to nie tak wiele, ot dzień chodzenia po CAŁYM mieście. Dobra, koniec użalania się nad sobą, trzeba zacząć działać! Spytałam kilku przechodniów, a kiedy już upewniłam się, że wiem, dokąd mam iść, zapytałam o drogę. Ludzie w UK są bardzo mili. Nie to, co w Polsce. Co chwilę fałsz i obłuda. Nienawidzę takich ludzi. Szłam wolno w stronę wskazaną mi przez miłą staruszkę. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam losowe piosenki z telefonu. Padło na Adama Lamberta "Tresspassing". Od razu poprawił mi się humor. Myślałam o tym, jak zareagują nasi rodzice na to, że ich córki odnalazły się po siedemnastu latach i jakimś cudem do nich trafiły. Szczerze? Na ich miejscu nie wiem, co bym zrobiła. Na pewno wypytwałabym ich o wszystko, a potem spróbowała jakoś udowodnić, że mówią prawdę.
~ Wojtek ~
Weszliśmy do jakiegoś hotelu. Był dość mały, ale wyglądał dobrze. Szkoda tylko, że Viola zareagowała tak dziwnie na nasz widok. Rozumiem, wkurzyła się, bo nas znaleźli, ale przecież to nic takiego. Przynajmniej nie musieliśmy płacić za nic. W sumie to jej zasługa. Kurwa, muszę powiedzieć tym idiotom, że trzeba jej podziękować za ratunek. Nie był to pierwszy raz, jak nam ratowała skórę, ale teraz była to sprawa życia i śmierci. Szkoda tylko, że nie pomyśleliśmy, aby zabrać kasę. Idioci! Potknąłem się o czyjeś nogi, po czym wylądowałem na ziemi, a na mnie kilka ciał. CHOLERA!! Na domiar złego moja twarz była dwa centymetry od ryjca Krzyśka. Walnąłem go z pięści i zepchnąłem.
- Co to miało być?! - krzyknął Krzysiu. - Z jakiej racji mnie walnąłeś?!
- Idioto, wolałeś mnie pocałować?! - wydarłem się, wstając i otrzepując ubranie. 
- FUUUUUUUUUUUUUUJ!! - ryknął i zaczął skakać jak oparzony. 
- Zamknijcie swoje zacne mordy, bo próbuję nam pokoje załatwić! - krzyknęła Agnes, kopiąc Matiego, który przyczepił się do jej nóg. - Puść mnie, cioto!
- Nie. Mati chcieć miłość od Aguś. - powiedział głosem pięciolatka. Nawet jak na niego było to strasznie dziwne zachowanie. - Loffciaj mnie, sweetie! 
- Odejdź. - kopnęła go w krocze i zaczęła tłumaczyć coś kobiecie przy kontuarze. 
- Jasne, teraz odejdź, a w nocy do mnie przyjdziesz i będziesz chciała ze mną spać, ale powiem ci tak samo i nie będzie seksu, oj nie! - odwrócił się do niej plecami, podniósł wysoko głowę i odszedł. 
Zacząłem się śmiać. Całe szczęście, że on gadał po polsku i nikt go nie zrozumiał. Aga coś tam krzyknęła, ale zagłuszył ją śmiech nas wszystkich. Oj, nie da się nad nami zapanować. Po krótkiej chwili ruszyliśmy do wskazanych przez nią pokoi. Fakt, że było najtaniej zmuszał nas do mieszkania po 3 osoby. Wpakowałem się do dziewczyn, kłucając się wcześniej z Tomkiem i Sebą. W końcu i tak wygrałem. Tak, jestem mistrzem. W dodatku jestem mega skromny. Ach, ideał! Tylko dlaczego jeszcze nie mam dziewczyny?! A no tak, laski nie lubią takich jak ja. Ciota, idiota, głupek, oszołom, wariat, zjeb, etc. Ładne określenia, prawda? No cóż, tak właśnie byłem określany. Ech... No trudno, jeszcze znajdę tą jedyną, muszę być dobrej myśli. Wpakowałem się do pokoju i zająłem łóżko pod oknem, choć Aga stanowczo mi tego zabraniała. No cóż, mówi się trudno. Nie ustępowałem, nawet jak mówiła, że odda mi swój telefon pod zastaw. Co to, to nie. Nie jestem aż taki przekupny. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajek i otworzyłem okno. Wychyliłem się nieco, a później odpaliłem papierosa, ciesząc się dymem zatruwającym moje płuca. Każdy ma jakieś nałogi, a moim jest właśnie to. Byłoby inaczej, gdybym nie zaczął tego robić w wieku czternastu lat. Ech, idioctwo. A, jebać to! I tak każdy w końcu umrze, a czy stanie się to wcześniej, czy później to nie ma znaczenia. Los płata różne figle.
- Daj jednego. - usłyszałem dobrze mi znany głos Violi.
- A podobno pani miała rzucać. - zaśmiałem się, wyciągając paczkę w jej stronę.
- Pf... No i co z tego. - szturchnęła mnie w ramię. - Posuń się, grubasie. Nie jesteś tu sam, inni też chcą zapalić.
- Otwórz sobie drugie okno, młoda.
- Hahaha, bardzo śmieszne. Jestem starsza o dwa miesiące, gnomie.
- Pomyliłaś się, szkrabie. Jestem ze stycznia, a ty nie. Od Maćka jesteś starsza o dwa miesiące.
- Ugh, za dużo was! - wkurzyła się. - No posuń się, no! Jestem twoją przyjaciółką, czy nie?
- No jesteś, jesteś...
- To suń dupencję.
- Ech, okay. - przesunąłem się, podając zapalniczkę Violi, która szybko odpaliła papierosa.
- O tak, tego mi było trzeba po chodzeniu przez tak długi czas.
- Nie mogłaś zadzwonić po taksówkę? - spytałem, patrząc w przestrzeń.
- Kurwa, teraz mi to mówisz?!
- No tak. - wypiąłem jej język. - Ale i tak mnie kochasz.
- Chciałbyś... - oboje zaczęliśmy się śmiać.
~ Viola ~
Dwa dni później
Siedziałam z Agnes w pokoju późnym wieczorem. W końcu udało nam się dowiedzieć, gdzie mieszkają Payne'owie. Planowałyśmy, że wybierzemy się do nich następnego dnia. Po raz kolejny wybuchłyśmy śmiechem, obmyślając, jak to będzie, kiedy do nich przyjdziemy z taką wiadomością. Nagle drzwi z łomotem się otworzyły, a w nich stanął najebany i przeszczęśliwy Tomek. Zaraz, co?! Przecież on zawsze stronił od alko, a teraz takie coś?! No nie wierzę! 
- DZIEWCZYNY, KURWA, WYGRAŁEM W TOTKA! - krzyknął i upadł na ziemię, śmiejąc się w niebo głosy. 
- Co ty pieprzysz? - spytałam, podchodząc do niego i zbierając go z zimnej podłogi. 
- No bo... Ten... Hahahahaha, strzeliłem i wygrałem... - chichrał się jak idiota. - PACZAJ I PODZIWIAJ!! 
Wzięłam do ręki kupon i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wykreślił cyfry: 1,2,3,4,5,6. Walnęłam się z całej siły w twarz. Ał, bolało. Agnes natychmiast włączyła swój telefon i zaczęła sprawdzać notowania. 
- Ej... On na serio wygrał... - rzekła, po czym podała mi swój telefon i zaczęła się śmiać.
Wzięłam to ustrojstwo do ręki i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tam naprawdę były te liczby, które strzelił Tomek. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a ten odwzajemnił moje spojrzenie głośnym beknięciem i śmiechem. No super, brakowało mi do szczęścia najebanego w trzy dupy Tomusia. Ale zaraz, skoro on wygrał kasę, to możemy zostać całą dwunastką przez całe wakacje w Wolverhampton. Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Agnes zawołała resztę załogi i oznajmiła im wspaniałą wieść. Wszyscy zaczęliśmy szaleć i skakać. Postanowiliśmy pójść następnego dnia z najstarszym z nas, czyli Tomeczkiem po nagrodę. Nawalonemu człowiekowi nie daliby nagrody, bo to by dziwnie wyglądało. Rozmawialiśmy do czwartej nad ranem, a później wszyscy postanowiliśmy iść spać. Och, następny dzień zapowiadał się idealnie.

Od autorki: Hejka ludziska. Co tam? Tak, nareszcie moment, w którym pojawił się członek 1D. Hahaha, ale to była chwilka. Zabijecie mnie za to? Wiem, że tak. No cóż, mówi się trudno. ;3 Z okazji, że są Święta chciałabym w imieniu swoim, jak i Agnes złożyć Wam serdeczne życzenia. Zdrowych, spokojnych oraz udanych Świąt oraz szampańskiego Sylwestra. Ciao! xx
EDIT: Aga się ubiega o dopisanie się, so muszę to zrobić. To z totkiem to ona wymyśliła. XD Zadowolona? 

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 7

~Aga~
W połowie drogi udało mi się zasnąć. Violę zmorzył sen już po kilku godzinach. Oparła się moje ramię i zasnęła tak, jak siedziała. A słuchawki dalej w uszach. Ja zasnęłam niebawem po niej. Musiałyśmy słodko wyglądać, gdy spałyśmy! Wiem, skromna jestem :3 Była późna noc, kiedy moja nieoceniona siostra postanowiła się obudzić. A co za tym idzie – obudziła też mnie. Już sobie człowiek pospać nie może.

-Jak tam sen? – uśmiechnęła się Viola, świadoma tego, że mnie obudziła. Perfidnie świadoma.
-Nie wiem, zostałam obudzona >.< - powiedziałam ironicznie i przeciągnęłam się smacznie.
-Ciemno.
-Mhm.
-Jak myślisz, ile jeszcze zostało? – zapytała inteligentnie. Na tyle głośno, że stewardessa, która dała nam orzeszki ziemne na początku lotu, usłyszała nas.
-Za pół godziny będzie jasno, wtedy wylądujemy w Londynie – uśmiechnęła się uprzejmie i podała nam następne dwie paczki orzeszków. Viola rzuciła się na to jak Seba na dziewczyny ._.
-Em... Bardzo dziękujemy za informację – powiedziałam dzielnie, a Viola coś tam wymruczała, pałaszując. Nie wzięłyśmy jedzenia na drogę, a byłyśmy niezłymi żarłokami. Napoczęłam swoją paczkę, wrzucając garść orzeszków do ust.
-Widzisz, zaraz będziemy – uśmiechnęła się moja siostra, dodając mi otuchy. Obie bałyśmy się, co nas czeka...
-Wiem. Przyjemnie jest sobie polatać – powiedziałam lekko. Tak naprawdę to bałam się, co nas czeka. Czy znajdziemy naszych prawdziwych rodziców? Czy nas poznają? Zaakceptują? A co z naszym zaginionym braciszkiem? Viola bezbłędnie wyczuła mój nastrój.
-Nie martw się, siostrzyczko. Na pewno się ułoży – uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
-Tak, damy radę – rzuciłam teraz naprawdę przekonana i mocniej przytuliłam się do zaginionej siostry.
-„Za 20 minut lądujemy!” – usłyszałyśmy głos pilota.
-Prawie świta – stwierdziła Violetta.
-Chodź, przejdźmy się troszkę po tym samolocie. Może mają bufet czy coś takiego... – rzuciłam. – Muszę rozprostować nogi.
-Ja też... – Viola zamyśliła się i po chwili dodała – Brakuje mi chłopców, oni zawsze mieli wódkę i coś do chrupania...
-Hah mi też : ) Chętnie zabrałabym ich ze sobą. Pewnie już tęsknią...
-Taa jasne! Tęsknią! Pewnie robią dziką balangę, bo się nas pozbyli! – Viola zdecydowanie była realistką. Zrobiłam głupią minę i palnęłam :
-Tak, to do nich podobne. Tak, tak...
-To idziesz w końcu? Kuper mi zasnął :\ - powiedziała jakże inteligentnie brunetka. Podniosłam się lekko i skierowałam się w kierunku wyjścia. Ludzie szykowali się do powolnego wyjścia, chociaż mieliśmy dobre 20 minut do lądowania. Minęłyśmy toalety i ruszyłyśmy dalej.
-Ej, słyszysz to, co ja? – spytała po pewnym czasie Viola. Znajdowałyśmy się w wąskim korytarzyku z mnóstwem drzwi. Miałam rękę na klamce bufetowego.
-Hmm?
-Jakby ktoś wiózł dzikie świnie na rzeź...
-Teraz, jak to mówisz to rzeczywiście coś słyszę. Jak jakiś busz!
-Jezu, co to jest?! Wiozą tu małpy, świnie, bydło, czy co?!
-Kurde, muszę to sprawdzić... – zdecydowałam. Te dzikie dźwięki dochodziły z bagażowni... Lecz była ona zamknięta.
-Nie wejdziesz tam. Otworzą dopiero przy lądowaniu.
-OK., potem sprawdzę. Ale przypomnij mi – ostrzegłam przyjaciółkę. Ona przytaknęła i pchnęła w końcu te cholerne drzwi do bufetu. Zasłużyłyśmy sobie na porządną porcję frytek czy czegoś tam. Byle by ciepłe było i nie żyło ; )
~MateŁusz~
-Możecie przestać drzeć japę gamonie?! – wrzasnąłem. Głowa mi pękała, bo za dużo wypiłem, a ci robili jakieś popisy cyrkowe!
-Wyluzuj, Mati! To tylko po to, żeby zabić czas – uśmiechnął się Michał, próbując stanąć na rękach. Tomek ściągnął mu spodnie O.O
-O fuj! Nie chciałem tego oglądać! – pisnął Sebastianek i udał, że rzyga.
-Oddawaj moje spodnie, pacanie! Zaraz ja ci ściągnę NIE TYLKO SPODNIE ale i skórę! – wrzasnął Michał, zakładając dżinsy i goniąc Tomka. Krzysiek zrobił mu zgrabną kosę i mistrz fullcapów spadł na ziemię.
-Litości! Litości! – zawył.
-W tych kręgach nie ma czegoś takiego jak „litość!” – powiedział Michał i zaśmiał się szyderczo. Coś w stylu : „Mwahahahaahahaahauabauahahabaabahahbaubauaha!”
-Nie mów, że będziesz go tutaj rozbierał... – wydusił z siebie Wojtek.
-A czemu nie? ;>
-To... To niehigieniczne... – wysapał Dominik, chowając się za PSP.
-Ale zemsta musi być! – tłumaczył Michałek.
-Hmm... To ja sobie tutaj poleżę... Nie, nie... Nie martwcie się o mnie, przecież nie jestem ważny... – wysapał Tomek, który dalej leżał przygwożdżony przez Michała.
-Będziesz leżał dopóki nie wymyślę zemsty!
-Ja ci kurwa dam zemstę! – warknął Tomek, szybkim ruchem zrzucając grzywkowatego na ziemię. Ten się tego nie spodziewał i rozdziawił usta ze zdziwieniem.
-Jak...
-Lata praktyki! – zawołał Tomasz i otrzepał się z niewidzialnego pyłu. Zrobił krok i glebnął.
-O ty chuju! – wrzasnął do Przemka, który zawiązał mu sznurówki, gdy nikt nie patrzył.
-To za to, że musieliśmy oglądać różowe bokserki z księżniczkami Michałka! – rzekł Przemo z obrzydzeniem.
-Zniszczyłeś mi nowiutkie kąwersy!
-A to nie są vąsy?
-Tu się nosi tylko adidasy, bijaaaaatch! – wrzasnął Sebastianek, który pozował na dresa, a wcale taki nie był.
~Viola~
 Szybko musiałyśmy wrócić na swoje miejsca, żeby nie poobijać siebie i innych przy lądowaniu. Usiadłyśmy na fotelach i zapięłyśmy pasy. Agnes złapała mnie za rękę i mocno ją ścisnęła. Zaśmiałam się cicho, ale również zacisnęłam dłoń. Jeszcze tylko chwila i będziemy w Wolverhampton. Nareszcie samolot został posadzony na ziemi przez pilota i mogliśmy się powoli zbierać do wyjścia. Zabrałyśmy się z siostrą i czym prędzej opuściłyśmy przeklętą maszynę. Aga padła na ziemie, krzycząc, że nigdy więcej nie opuści stałego lądu. Tsaaa... Do czasu naszego wyjazdu z tego miasta. Jednak najlepsze były miny anglików, będących na pasie. Moja kochana siostrunia wykrzyczała wszystko po polsku, więc oni jej nie zrozumieli. Oj głupia, głupia Aga.
 - Chodź idiotko, ludzie się na ciebie dziwnie patrząc, bo ryczysz w niezrozumiałym przez nich języku. - wzięłam ją za fraki i podniosłam do góry. Na moje nieszczęście ta niefortunnie się mi wywinęła i runęła twarzą w ziemię. Ałłł... Oczywiście, nie uszło to uwadze innych ludzi i zaczęli się z niej śmiać. Wyrzuciła z siebie wiązankę przekleństw, wyzywając mnie od najgorszych, po czym podniosła swoje chuderlawe (dop Agi : chuderlawe? Co kurwa?! XD o mn można powiedzieć wszystko, ale nie to że jestem chuderlawa XD) ciałko z podłoża. - Wybacz, to twoja wina. - zaśmiałam się.
 - No jasne, zawsze moja wina. - obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem. - Ty, patrz, kogoś wyprowadzają z bagażnika...
 - A no, rzeczywiście. Chodź, zobaczymy, kto to jest.
 Pobiegłam szybko w tamtą stronę, nie zważając na to, co mówi moja siostra. W dość krótkim czasie znalazłam się w takiej odległości, że mogłam dojrzeć, kto tam jest. Zatrzymałam się tuż przy ochroniarzach, nie dowierzając własnym oczom. No kurwa, nie! WTF?! Co tu robią te przygłupy?!
 - You will go with us. - powiedział do nich ochroniarz, a ci widocznie niczego nie zrozumieli i nadal próbowali się im wyrywać.
 - I'm sorry. What's the matter? - spytałam jednego z nich. Ten wytłumaczył mi, że znaleźli ich w bagażniku, jak próbowali się niepostrzeżenie wymknąć na pas startowy. Westchnęłam. - I'm very sorry for their behavior. These are my friends and, unfortunately, ran out of tickets for them, and they wanted go with me and my sister. I told them that they will stay but they wouldn't listen. Really, I did not know they were here. I can pay for their punishment.
 - This time we will give a warning. - uśmiechnął się do mnie i kazał puścić tamtym moich powalonych przyjaciół.
 - KOCHAM CIĘ! - rzucił się na mnie Przemek i zaczął całować.
 - A ja was osobiście zabiję. - rzuciłam, kiedy ochroniarze się oddalili. - Co was do tego podkusiło? - spytałam cicho, choć miałam ochotę wrzeszczeć i klnąć jak szewc.
 - No ten... No bo my nie chcieliśmy, żebyście wyjeżdżały! - krzyknął Seba i ukrył się za Agą, która w ogóle się nie odzywała.
 - Ja się kiedyś zamorduję. - szepnęłam do siebie. - Dobra, już trudno. Jesteście tu, nie macie żadnych ubrań, kasy ani nic z tych rzeczy, ale damy sobie radę. Przecież to nic takiego. Jest nas tylko dwanaście osób. Spokojnie, będziemy nocować na przystankach autobusowych, opuszczonych polach namiotowych, lasach, polankach, łąkach, plażach, nad rzeczką, pod mostem albo na dachach domów. Będziemy kradli ludziom resztki ze śmietników, żeby tylko przeżyć. - powiedziałam swój monolog, a każdy patrzył na mnie jak na wariatkę. Prócz Tomka, on przywykł do takiego zachowania z mojej strony. - No to teraz powiedzcie mi szczerze, jak wy to sobie wyobrażacie?
 - YOUNG, WILD AND FREE! - krzyknął Mati i zaczął tańczyć kankana. No jasne, oni nie mogą być poważni. - Spoko, nic się przecież nie stanie. Macie tą swoją rodzinkę tutaj, więc jaki masz problem?
 - A może taki, że oni na pewno nie pomieszczą 12 osób! - krzyknęła Agnes.
 - Spokojnie. - odezwał się Wojtek.
 - Nie denerwuj mnie. - wysyczałam i poszłam w stronę wejścia na lotnisko, żeby odebrać bagaże.
 Słyszałam, jak chłopcy przekrzykiwali się między sobą, ale nie miałam zamiaru reagować. Bądź, co bądź, chciałam, żeby tu byli, ale mogli o tym pomyśleć wcześniej i jakoś się na to przygotować. Nie wyżyjemy z tego, co mamy ja i Aga, a przecież musimy coś jeść i gdzie mieszkać, jeśli by nas nie przyjęli. Niespodzianka im się nie udała. A może wyniknie z tego coś dobrego? Nie, nie sądzę. DAMN IT! Czemu muszę być tą cholerną realistką?!


Od Autorki: I okazało się, że ja dodaję rozdział, gdyż Agnes muli net i nie ma, jak wstawić. :'( Moje biedactwo. Od razu mówię, że większość rozdziału pisała ona, a ja zamieściłam tylko perspektywę Violi. Reszta to zasługa Waszej nieocenionej Agi. ;3 Proszę, nie zabijajcie nas za tak długą nieobecność... Do następnego. Bye. xxx

piątek, 7 grudnia 2012

Słóweczko...

Kto chce zabić wredną, złą, paskudną i dziwną Viper za niedodawanie rozdziału? Sądzę, że wszyscy. Okay, zróbcie to, ale należy się Wam słówko wyjaśnienia. Nie dodaję nic, ponieważ mam teraz strasznie dużo nauki. Co prawda, zbliża się koniec semestru, a ja haruję za dwóch. Przygotowuję się do drugiego etapu olimpiady przedmiotowej i nie mam na nic czasu. Wracam do domu po 15/17 i jestem wykończona. Odrabiam lekcje, uczę się, a potem wbijam na chwilę na kompa o mam dość. -.- Naprawdę, przepraszam. Aga wystuka Wam jakiś rozdział w najbliższym czasie. To tyle z mojej strony. Ave, satany. \m/ ;*

---
od Agusi :3
No jasne, odwalę za Cb robotę kochana siostrzyczko :* Może w niedzielę coś skrobnę :)
Poza tym chciałabym podziękować za 56 000 odwiedzin! WOW! :D A tak niedawno było 10 000.
Kocham Was <3 :3